Zapowiada się totalna klapa - na półmetku składania wniosków o dopłaty obszarowe wystąpiło o nie zaledwie 0,3 proc. rolników.
Większość polityków od miesięcy mówi o rzece pieniędzy, jaka w tym roku napłynie na polską wieś w formie dopłat obszarowych. Tymczasem zanosi się co najwyżej na cieniutką strużkę, bowiem sami rolnicy wydają się mało zainteresowani dopłatami.
W tym roku Bruksela na dopłaty dla polskich rolników przeznaczyła 872 mln euro, a budżet krajowy - 660 mln euro. W sumie na każdy hektar rolnik, którego wniosek zostanie uznany przez agencję, może otrzymać od 44,46 do 106 euro, w zależności od rodzaju uprawy. Rolnicy w tym roku mają otrzymać do 55 proc. tego, co dostają rolnicy unijni. Wypłaty będą wpływały na konta rolników między 1 grudnia 2004 a 30 kwietnia 2005 roku. Warunek podstawowy - złożyć wniosek o dopłaty obszarowe.
Rolnicy składają je od połowy kwietnia do połowy czerwca. Spóźnialscy będą mogli to robić jeszcze później - do 10 lipca. Będzie ich to jednak drogo kosztować - za każdy dzień opóźnienia (licząc od 15 czerwca) stracą 1 proc. należnych dopłat. Czyli jeśli rolnik złoży podanie 10 lipca (25 dni po terminie) dostanie 75 proc. należnej dopłaty.
Niemal na półmetku składania wniosków sytuacja wygląda dramatycznie - wnioski złożyło tylko ok. 57 tys. rolników! A ponieważ prawo do dopłat ma ok. 1,8 mln gospodarstw, to znaczy, że wystąpiło o nie ok. 0,3 proc. Gdyby takie tempo składania miało się utrzymać, to do 10 lipca o dopłaty wystąpiłby niecały 1 proc. rolników. Do tego nie wiadomo jeszcze, czy złożone wnioski są wypełnione prawidłowo i czy ci rolnicy rzeczywiście dostaną dopłaty.
Prezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa nie ukrywa niepokoju: - Trudno mi to zrozumieć. Być może przyczyną tak niewielkiego zainteresowania całą akcją składania wniosków jest nasilenie wiosennych prac polowych. Liczę na to, że lada chwila wieś się mocno ruszy, bo w przeciwnym wypadku czeka nas wszystkich prawdziwa klęska.
O tym, że Agencja jest zaniepokojona całą sytuacją, najlepiej świadczy to, że od 17 maja rusza jej wielka akcja promocyjna. Za prawie półtora miliona złotych TVP będzie codziennie przed programami rolnymi emitowała agencyjne spoty reklamowe, które mają informować, przypominać i przekonywać rolników, że warto złożyć wniosek o dopłaty obszarowe. Agencja negocjuje też z radiową "Jedynką", której najchętniej rolnicy słuchają, wprowadzenie sponsorowanych audycji poświęconych informowaniu o dopłatach.
Agencja zamierza też utworzyć minidelegatury w gminach, gdzie jej urzędnicy będą przyjmowali wnioski od rolników.
Z oddziałów powiatowych napływają sygnały, że wielu rolników przychodzi do agencji nawet po trzy-cztery razy, by wypytać, co w jakiej rubryce wpisać, i nadal wniosku nie składają. Faktem jest, że są one znacznie bardziej skomplikowane od tych o nadanie numeru ewidencyjnego. A co więcej, sami rolnicy muszą policzyć sobie, jak duże są ich działki obsiane poszczególnymi roślinami.
To dla wielu jest dość skomplikowane, a do tego wcale nie musi się na końcu zgadzać z danymi, jakie podaje urząd geodezji. I właśnie tych różnic między danymi oficjalnymi a wyliczeniami rolników najbardziej obawiali się eksperci - każdą taką wyłapaną przez system komputerowy różnicę urzędnicy agencji muszą zweryfikować na miejscu w gospodarstwie, a rolnik musi wniosek wypełnić ponownie.
Jest więc prawie pewne, że liczba złożonych wniosków o dopłaty będzie znacznie mniejsza niż tych o nadanie numerów ewidencyjnych. A każdy wniosek mniej to bezpowrotna strata pieniędzy unijnych.
Wstępnie zainteresowanie dopłatami wyraziło już ok. 1,3 mln rolników. Tyle osób wystąpiło o nadanie tzw. numeru ewidencyjnego dla gospodarstwa (można je składać do 25 maja), którego posiadanie jest warunkiem niezbędnym do otrzymania dopłaty. Te 1,3 mln rolników uprawia ok. 90 proc. areału, do którego należą się dopłaty. Pozostałe ponad pół miliona rolników to właściciele małych i bardzo małych gospodarstw.