Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Przyszłość unijnej polityki regionalnej: wilk syty, owca cała

29 grudnia 2003

Dyskusja o przyszłości polityki regionalnej w Unii Europejskiej to stąpanie po polu, na którym jakaś złośliwa "siła wyższa" porozrzucała jednocześnie i miny, i pieniądze. Umiejętnie lawirując, Polska przejdzie przez to pole bogatsza. Alternatywą jest eksplozja wściekłości unijnych partnerów.

Unijny komisarz ds. polityki regionalnej Michel Barnier, odpowiedzialny za unijne fundusze strukturalne i spójnościowe, ma temat do rozmyślań na świąteczno-noworoczną przerwę w pracach Komisji.

Krótko przed świętami sześciu szefów rządów unijnych państw - Austrii, Francji, Niemiec, Holandii, Szwecji i Wielkiej Brytanii - zażądało obcięcia wpłat do unijnej kasy - w latach 2007-13 - do poziomu 1 proc. PKB. Tymczasem Barnier, na którego głowie spoczywa zaprojektowanie przyszłej polityki regionalnej, doskonale zdaje sobie sprawę, że Unii rozszerzonej o dziesięć nowych państw potrzeba znacznie więcej pieniędzy w budżecie. Chyba, że dojdzie do rewolucji w unijnej polityce regionalnej, która - w największym uproszczeniu - tak rozdziela pieniądze bogatych państw wśród biednych, by zyskiwały na tym gospodarka i społeczeństwa całej Unii. Tak się działo z mniejszym lub większym skutkiem przez ostatnie pół wieku. Pieniądze z funduszy strukturalnych i spójnościowych automatycznie trafiały do regionów, w których PKB na głowę mieszkańca było niższe od 75 proc. unijnej średniej.

Tę politykę regionalną po rozszerzeniu czeka szok. Unia powiększy się o kilkadziesiąt milionów osób, ale jej zamożność wzrośnie raptem o 6 proc.

Z dnia na dzień stanie się biedniejsza - i z dnia na dzień obniży się próg 75 proc. unijnej średniej PKB na głowę.

Naiwnością byłoby sądzić, że "starzy" członkowie zgodzą się oddać wsparcie dla swoich regionów (Belgowie dla Walonii, Grecy, Hiszpanie i Portugalczycy dla prawie całego kraju). Dyplomaci tych krajów twierdzą, że nie mogą stać się "ofiarami statystyki", że przecież z dnia na dzień nie staną się bogatsze... Przedstawiciele tych państw wiedzą, o co się biją. Jak obliczył brytyjski The Economist Corporate Network (wchodzący w skład grupy tygodnika "The Economist"), Grecja, Hiszpania, Irlandia i Portugalia obecnie dostają z unijnej kasy (licząc tylko politykę regionalną) 231 euro na głowę. Polska (i pozostałych osiem nowych członków - Malty nie ma w tym obliczeniu) dostanie 115 euro. Konkluzja? Polityka regionalna pod żadnym pozorem nie może mieć mniej pieniędzy niż dotąd. Ba, musi mieć ich więcej. To trudne do pogodzenia z głównym postulatem "listu sześciu" - Barnier dał mu więc odpór. - Polityka regionalna nie może być skrzywdzona w kolejnym budżecie. To użyteczny instrument - mówił podczas konferencji prasowej 18 grudnia.

W sukurs Barnierowi przyszedł chyba mało spodziewany sojusznik. Jest nim... amerykański think-tank Stratfor, 21 grudnia opublikował analizę o negatywnych konsekwencjach ewentualnej zgody na przycięcie unijnego budżetu do jednego proc. PKB. - Najbardziej oczywista konsekwencja zmniejszenia budżetu unijnego o blisko jedną piątą będzie taka, że zmiana ta w niewspółmiernie dużej skali dotknie unijnych funduszy na rozwój strukturalny - napisali analitycy Stratfor cytowani przez PAP. Stratfor nie wyklucza, że zmiany w założeniach budżetu - które amerykański think-tank uważa za bardzo prawdopodobne - mogą oznaczać faktyczne zmniejszenie funduszy strukturalnych nawet o połowę, tym samym drastycznie zmniejszając zdolność nowo przyjętych do UE krajów do doścignięcia państw lepiej rozwiniętych.

Trzy koperty, dwie przegródki

Barnier ma już plan, w jaki sposób zreformować unijną politykę regionalną, tak by zadowoleni byli wszyscy. Przedstawił to pod koniec października na międzyrządowej konferencji Dwudziestkipiątki w Rzymie.

Obowiązująca od 2007 r. nowa polityka regionalna zostałaby podzielona na trzy "koperty". Największa z nich nazywałaby się "Cel 1" (ang. "Objective 1") - prawie tylko dla nowych członków Unii. Prawie, bo w tej kopercie znalazłaby się dodatkowa przegródka, roboczo nazwana "Celem 1 bis". W niej znalazłyby się pieniądze dla tych regionów, które po 1 maja 2004 r. formalnie miałyby PKB na głowę mieszkańca wyższy niż 75 proc. unijnej średniej, ale aż do tej daty korzystałyby ze strukturalnego wsparcia.

Druga "koperta" polityki regionalnej to ukłon wobec tych państw, które domagają się, by wspólne europejskie pieniądze były przeznaczane na inwestycje w nowoczesne technologie, a nie tylko ciągle na drogi, kanalizację itp. Ta koperta byłaby zarezerwowana dla najbogatszych państw Unii (np. Szwecji, Wielkiej Brytanii), które chcą skoncentrować się na inwestycjach w internet, edukację itp., bo infrastrukturę podstawową już mają.

Trzecia, najmniejsza, "koperta" byłaby wreszcie zarezerwowana na projekty transgraniczne. Dla biednych i bogatych członków Unii.

Co my na to?

Ze sporu wokół polityki regionalnej polski rząd może wyciągnąć jeden wniosek: w trakcie starań o jak największe fundusze strukturalne w latach 2007-13 w żaden sposób nie powinien dać się wmanewrować w konflikt z Hiszpanami, Belgami czy Grekami. Innymi słowy, nie może poprzeć postulatu, by kosztem tych właśnie "starych" członków Unii zaoszczędzić dodatkowe pieniądze na politykę regionalną nowych członków Unii. Na odwrót - rząd powinien oficjalnie poprzeć pomysł stworzenia "Celu 1 bis".

Na razie przedstawiciele rządu zbliżyli się do pierwszego (czyli gorszego) stanowiska, ale jeszcze go na szczęście oficjalnie nie przyjęli.

Otóż podczas konferencji rządowej w Rzymie polska delegacja zaproponowała, żeby w nowej polityce regionalnej umieścić klauzulę zabezpieczającą, na mocy której wielkość transferów pieniężnych dla "starych" członków Unii, liczona na głowę mieszkańca, nie mogłaby przekroczyć poziomu transferów dla nowych członków. W ten sposób - uważa polski rząd - będziemy mieli gwarancję, że starzy członkowie nie skonsumują większości pieniędzy... Bardziej radykalne stanowiska mogłyby już być ryzykowne, lepiej więc poza to, co zostało powiedziane w Rzymie, nie wykraczać.

Logicznym następstwem takich poglądów powinien więc być polski sprzeciw wobec "listu sześciu" i propozycji ograniczenia budżetu Unii do 1 proc. PKB - ze wszystkimi tego konsekwencjami, czyli akceptacją większej składki wpłacanej do unijnego budżetu. Jeżeli polityka regionalna pozostanie hojna, to nasza składka jeszcze długo będzie niższa niż transfery z unijnego budżetu.

Sprawa nie jest chyba jeszcze przegrana - nie wszyscy analitycy podzielają pesymizm Stratforu. Wspomniany Economist Corporate Network uważa, że w okresie budżetowym 2007-13 pieniędzy będzie proporcjonalnie więcej niż w latach 2004-06. Minimalna podwyżka w ich ocenie wyniesie 25 proc., a maksymalna nawet 50 proc.


POWIĄZANE

Od 10 lutego Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa będzie przyjmował...

Około 92,6 tys. ton żywności o wartości ponad 265 mln zł trafi w tym roku do org...

Sytuacja na unijnym rynku rolnym nadal jest krytyczna. Potrzeba środków łagodząc...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę