O maksymalnie dodatkowy rok, do 30 kwietnia 2005 r., wystąpiło 407 polskich zakładów przetwórstwa mięsa, mleka, ryb i chłodni na dostosowanie się do wyśrubowanych unijnych norm sanitarno-weterynaryjnych. Zaledwie 195 zakładów normy te spełnia już dziś.
Te dane ujawnił wczoraj 14 lipca dziennikarzom wiceminister rolnictwa Jerzy
Pilarczyk. Jego zdaniem są szanse, że Bruksela zgodzi się dać ten rok ok. 270
zakładom z tzw. kategorii B1 (miały spełnić unijne normy do czasu naszego
wejścia do Unii) oraz B2 (wynegocjowaliśmy dla nich w Kopenhadze okres
przejściowy). Był natomiast pesymistą co do 136 zakładów, które zgłosiły
wnioski, ale należą do kategorii C. Eksperci już w ub.r. uznali, że w nich
koszta modernizacji i niezbędnych inwestycji są zbyt duże i nie mają one przed
sobą rynkowych perspektyw.
Dlaczego tak mało np. rzeźni zdecydowało się
na walkę o spełnienie unijnych wymogów? Zdaniem Pilarczyka ich właściciele
zrobili twardą analizę ekonomiczną, z której wyszło im, że zamiast np.
usprawniać ubój bardziej będzie się im opłacało w ogóle z niego zrezygnować i
poświęcić się wyłącznie przetwórstwu mięsa. Nie krył jednak, że był rozczarowany
tak małą liczbą wniosków.
W traktacie akcesyjnym wynegocjowaliśmy
możliwość starania się o okres przejściowy dla 260 zakładów przetwórstwa mięsa
czerwonego, 53 - białego, 40 - ryb, 113 mleczarni i siedmiu chłodni. O
europejską szansę wystąpiło tymczasem np. zaledwie 16 zakładów przetwórstwa
drobiu, które zdaniem Unii będzie na to stać oraz 12, których wnioski Bruksela
najpewniej odrzuci. W przypadku mleczarni na dodatkowy rok może liczyć 31, a 13
raczej takich szans nie ma.
Ograniczenie liczby zakładów nie wpłynie
na dostawy na rynek, gdyż moce przerobowe w tych, które zostaną, są
wystarczające - zapewnił minister Pilarczyk. Dodał jednak, że "jest problem
społeczny" z ludźmi z zakładów, które nie przetrwają. Nie podał danych, jak
wielu ludzi może stracić pracę. Wiadomo, że unijne normy są wyśrubowane
zwłaszcza dla małych rzeźni i mleczarni.