Kompromis budżetowy, jaki na czerwiec szykuje Luksemburg, to przykręcanie kurka z pieniędzmi.
Kompromis między płatnikami a beneficjentami unijnego budżetu, który gorączkowo przygotowywał przewodniczący w tym półroczu Luksemburg, zrywa z zasadą solidarności. Propozycja sprowadza się bowiem do ostrych cięć w pomocy regionalnej, czyli w tej dziedzinie, na której najbardziej zależy Polsce i innym nowym krajom członkowskim, próbującym nadrobić zapóźnienie gospodarcze.
Z ogólnie zaplanowanych ograniczeń szacowanych na 50 mld EUR to właśnie regionom luksemburski skalpel ma uciąć najwięcej, bo aż 40 mld EUR. W dalszej kolejce do odchudzenia są też transport, edukacja i badania. W pakiecie znalazły się również zapisy o ograniczeniu składek Niemiec, Holandii i Szwecji dzięki ustaleniu maksymalnego pułapu wpłat z tytułu wpływów z VAT.
Pod względem wielkości budżetu propozycja Luksemburga z blisko 1,10 proc. dochodu narodowego brutto (DNB) jest kompromisem między żądaniami szóstki płatników netto na poziomie 1 proc. DNB a propozycją Komisji Europejskiej na poziomie 1,26.
Problem jednak leży głównie w strukturze budżetu, a Polsce zależało, by jak największe środki były przeznaczane na politykę spójności, czyli fundusze strukturalne.
Jarosław Pietras, minister ds. europejskich, który od miesięcy próbuje stworzyć sojusz państw, tzw. przyjaciół polityki spójności, zapowiada kolejne spotkanie grupy, do którego ma dojść 2 czerwca.
Luksemburg podniósł też rękę na tzw. rabat brytyjski (obniżoną składkę Wielkiej Brytanii), który ma być zamrożony na poziomie 4,6 mld EUR rocznie (bez zamrożenia rabat mógłby urosnąć do 8 mld EUR). Od lipca Londyn przejmuje przewodnictwo w Unii, wtedy zapewne naruszenie tego przywileju byłoby po prostu niemożliwe.