Po podpisaniu Traktatu Akcesyjnego polscy parlamentarzyści uzyskali prawo do zasiadania jako obserwatorzy w Parlamencie Europejskim. Pełnienie nowych obowiązków rozpoczną od maja, łącząc je z dotychczasowymi rolami w Sejmie i Senacie.
Na obserwatorów do Parlamentu Europejskiego, pomimo że stronie polskiej przysługują 54 miejsca – wyznaczono jedynie 51 parlamentarzystów (41 posłów i 10 senatorów). Swoich przedstawicieli nie wyznaczyła na razie Liga Polskich Rodzin.
W skład delegacji wchodzi 19 posłów SLD (m.in. Jerzy Jaskiernia, Józef Oleksy), 5 posłów PO, po czterech z PSL (m.in. wicemarszałek Sejmu Janusz Wojciechowski), PiS i Samoobrony (m.in. Andrzej Lepper), po jednym z UP, SKL, Partii Ludowo-Demokratycznej, Ruchu Katolicko-Narodowego i Polskiego Bloku Ludowego.
Delegacja rozpocznie pracę w Parlamencie Europejskim na początku maja. Obserwatorzy będą musieli być w Strasburgu lub Brukseli niemal w każdym tygodniu, po dwa, trzy dni. Napięty plan pracy w Strasburgu wzbudził obawy wśród polskich obserwatorów do PE czy będą oni w stanie pogodzić obowiązki poselskie w kraju z udziałem w pracach Parlamentu Europejskiego.
Prawdopodobnie wycofam się z tego powodu z delegacji – cytuje Rzeczpospolita posła PiS Kazimierza Ujazdowskiego. Również Małgorzata Winiarczyk-Kossakowska z SLD przyznała w rozmowie z "Rz", że jeszcze nie zdecydowała się do końca na udział w grupie obserwatorów. Również marszałek Sejmu Marek Borowski przyznał "Rz", że "gdy posłowie zaczną jeździć na posiedzenia Parlamentu Europejskiego, mogą pojawić się problemy". Marszałek Borowski tłumaczył, że chodzi mu głównie o obecność na głosowaniach.
Według gazety problemem dla polskich parlamentarzystów może się okazać także brak znajomości języka. "Co prawda same obrady PE mają być tłumaczone m.in. na polski, ale bez znajomości angielskiego nie uda się normalnie funkcjonować np. w kuluarach. Tymczasem niektórzy polscy obserwatorzy, np. z Samoobrony lub PSL, nie władają angielskim w stopniu wystarczającym".
"Rz" zauważa, że jest jednak argument, który przynajmniej niektórych może przekonać do aktywnego udziału w pracach Parlamentu Europejskiego. Za każdy dzień obecności obserwator będzie bowiem dostawał 250 euro diety. Z pieniędzy tych trzeba co prawda pokryć koszty hotelu i wyżywienia, ale jakąś kwotę można zaoszczędzić, tym większą, im dłużej się przebywa na obradach PE. Każdemu obserwatorowi będzie też przysługiwał zwrot kosztów podróży – pisze dziennik.