Tylko w II połowie ubiegłego roku wydano cudzoziemcom prawie 10 tys. zezwoleń na pracę w Polsce. Najwięcej Ukraińcom (1599 zezwoleń), ale nie brakowało także Niemców (977) oraz obywateli USA (490). Nie garną się do legalnej pracy w naszym kraju obywatele Kirgistanu, Baszkirii, Serbii i Czarnogóry, Luksemburga czy Albanii (po jednym zezwoleniu w II połowie ub.r.). Nie zamykamy dostępu do naszego rynku pracy także uchodźcom, bowiem z danych resortu gospodarki i pracy wynika, że w tym samym okresie udzielono siedem zezwoleń osobom, których obywatelstwo jest nieznane ("bezpaństwowcom").
Ciekawych informacji dostarcza analiza tzw. grup zawodów. Otóż przybysz z Baszkirii okazał się robotnikiem wykwalifikowanym, a Albańczyk był najprawdopodobniej szefem firmy lub ekspertem. Dla odmiany, wśród robotników brakuje Niemców, za to nie ma wątpliwości, że Niemcy przyjeżdżający na saksy do Polski są szefami - większość z udzielonych w ub. roku zezwoleń otrzymali przedstawiciele kadry kierowniczej, doradcy i eksperci, w tym osoby piastujące funkcje w zarządach dużych firm (spółki prawa handlowego). Podobnie jest w przypadku Amerykanów, choć - uwaga - w II połowie ub. roku zezwolenie na legalną pracę w Polsce otrzymało siedemnastu... robotników wykwalifikowanych z USA.
Myliłby się ten, kto sądziłby, że wspomniani wcześniej Ukraińcy są - jak to określa resort gospodarki i pracy - "pracownikami przy pracach prostych". To fakt, że sporo Ukraińców pracuje w Polsce np. na budowach, ale robią to zazwyczaj nielegalnie. Natomiast wśród legalnie zatrudnionych przeważa kadra kierownicza, doradcy i eksperci (prawie 700 zezwoleń na pracę w II połowie ub.r.) oraz nauczyciele języków obcych (prawie 600 osób).
Dodajmy przy okazji, że w omawianym okresie zezwolenie na pracę w charakterze nauczyciela języków obcych otrzymali także obywatele Afganistanu i Laosu (po jednym zezwoleniu).