- Będą całymi dniami snuć się po olbrzymich gmachach Parlamentu Europejskiego, odbywać posiedzenia, które nie są obowiązkowe i zajadać lunche. Weekend będzie trwał trzy dni. Za to będą brać 43 tys. miesięcznej pensji i ponad drugie tyle na służbowe wydatki - tak opisuje pracę europosła "Fakt".
Na ten raj na ziemi nie zasługuje się latami nauki i ciężkiej pracy - wystarczy załapać się na dobre miejsce na liście wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Politycy w naszym Sejmie zadbali, by do czerwcowych wyborów nie mógł stanąć nikt spoza politycznej kliki - twierdzi gazeta.
W ordynacji wyborczej nie będzie ani słowa, że kandydaci powinni mieć wykształcenie czy choćby kilka lat kariery. Nawet zasłużony profesor PAN nie ma szans, by dostać się do parlamentu - podkreśla "F".