Pensje w Grecji czy Portugalii są dwukrotnie wyższe niż w Polsce, ale o połowę niższe niż w bogatszych krajach Europy. Dlatego trudno się spodziewać, byśmy tam zarobili tyle, co w Szwecji czy Niemczech. Na co jednak można liczyć?
Im bardziej poszukiwana profesja i bogatszy kraj, tym wyższe zarobki. Dlatego początkujący lekarz dostanie w Polsce 1.500 zł, ale w Norwegii (w przeliczeniu na złotówki) już 14 tys. zł miesięcznie. Architekt może pracować w Polsce za 3-5 tys. zł, ale w Niemczech za 18-22 tys. zł, w Norwegii za 23 tys. zł, a w Wielkiej Brytanii, jeśli wyrobi sobie markę, nawet 100 tys. zł.
Dość spore w Europie jest zapotrzebowanie na mechaników samochodowych. W Polsce dostaną od 1.500 zł wzwyż, ale Francuzi płacą po 7-9,5 tys. zł, Niemcy i Brytyjczycy niemal 10 tys. zł.
Kasjerka w polskim supermarkecie jest szczęśliwa, jeśli jej pensja sięgnie 1 tys. zł miesięcznie. We Francji zarobi 6-krotnie więcej, w Niemczech - 8-krotnie, a w Szwecji jej praca jest wyceniona na 7,5 tys. zł.
Kucharz w dobrej, polskiej restauracji może liczyć na 3-5 tys. zł. Francja płaci 11-18 tys. zł, Niemcy i Norwegowie prawie 20 tys. zł, Szwedzi tylko 8 tys. zł, a Brytyjczycy jedyne 7,5 tys.
Kelner-kelnerka ma u nas do 1.700 zł brutto, podczas gdy w Wielkiej Brytanii jest to 6,5 tys. zł, w Niemczech 7,5 tys. zł, we Francji do 10 tys. zł, a w Norwegii nawet 12 tys. zł.
Trzeba sobie jednak uświadomić koszty pobytu. Wielka Brytania, która kusi pracowników z nowych unijnych państw 550 tys. miejsc pracy, a dziś wybiera się tam 150 tys. naszych rodaków, wymaga 50 funtów za wpis do rejestru zatrudnionych. Wynajem kawalerki poza stolicą to miesięcznie minimum 250 funtów (dwa razy więcej kosztuje w Londynie), tyle samo trzeba mieć na wyżywienie i dojazdy. Do tego koszty autokaru lub choćby tanich linii lotniczych (około 250 zł)... Cóż - kto nie zainwestuje (także w naukę języka), ten nie zazna smaku zamożności.