Pod skrzydłami ministra Sawickiego rozwija się i krzepnie ruch bojowników o pełne otwarcie Polski na GMO. Już nie tylko o pasze chodzi, ale i o nasiona i uprawy. Żadna tam ograniczenia, żadnej ostrożności. Pełna wolność dla GMO i już! Bo pasze są za drogie!Na konferencji zorganizowanej Ministerstwie Rolnictwa przez Radę Gospodarki Żywnościowej byłem jedynym GMO-sceptykiem i oberwało mi się niemało. Moje szczęście, że jako poseł europejski mam jednak kilka zasług dla polskiego rolnictwa i przemysłu spożywczego, bo inaczej groźba linczu wisiała w powietrzu.
Gdy panowie z RGŻ wychwalali zalety biotechnologii, w lodach norweskiej wyspy Spitsbergen trwały prace przy budowie wielkiego schronu dla tradycyjnych nasion. Norwegowie chcą je w arktycznych lodach zamrozić i ocalić dla przyszłych pokoleń ,na wypadek kataklizmu biologicznego spowodowanego przez GMO. Norwegowie to naród przewidujący. Wiedzą co robią.
Za mojego dzieciństwa, w latach sześćdziesiątych, moja wieś rodzinna zmieniła prawie wszystkie dachy ze słomianych na eternitowe. Pamiętam jak przez mgłę najwcześniejsze moje wspomnienie – przeprowadzkę ze starego drewnianego domu pod strzechą do nowego murowanego pod eternitem. Czyli pod azbestem, choć wtedy o azbeście mało kto wiedział.
Gdyby ktoś wtedy ostrzegał przed eternitem, domagał się badań jego szkodliwości i ostrzegał o negatywnych skutkach dla zdrowia, byłby nazwany zacofanym burakiem z ciemnogrodu. Eternit to był postęp, nowoczesność, walka z trapiącymi wieś pożarami.
Niewielu trzeba było lat, żeby wyszła na jaw straszliwa prawda o rakotwórczej szkodliwości azbestu. Ogromnym kosztem eternit w miastach został zerwany. Polską wieś rakotwórczy azbest kryje do dziś.
Gdy wyjdzie na jaw prawda o szkodliwości GMO, nie będzie go można wyrwać z korzeniami i spalić. Zostanie z nami na wieki wieków amen.
Zwolennicy GMO mówią, że nie ma dowodów na jego szkodliwość. Nie mnie prawnikowi oceniać wartość dowodów, które już są, ale jeśli nawet twardych dowodów jeszcze nie ma, to w każdej chwili mogą być. Badania trwają. Czy wolno nam ryzykować zdrowiem i życiem ludzi oraz katastrofą ekologiczną dlatego, że pasze są za drogie? Czy wolno ryzykować wtórnym feudalizmem polskiej wsi wskutek jej uzależnienia od dostawców licencjonowanych nasion? Kto zapewni, że jak będziemy mieli już miliony hektarów upraw GMO, to firmy biotechnologiczne nie zażądają za licencjonowane nasiona takiego haraczu, żeby nasze rolnictwo wykończyć?
Rozumiem handlujących paszą, bo chodzi o ich biznes. Krótkowzrocznie postrzegany, ale biznes. Jako polityk muszę jednak patrzeć szerzej i to szersze spojrzenie każe mi dziś być wśród przeciwników GMO i aktywnie działać w Parlamencie Europejskim i na forum krajowym o to, by Polska pozostała krajem wolnym od GMO. Szanse na to maleją jednak z każdym dniem. Lobbing koncernów biotechnologicznych to potęga, która jak czołg idzie do przodu. Przeciwnicy mają argumenty, oni mają pieniądze.
Pochwały dla GMO ze strony ministra Sawickiego (choć jeszcze kilka miesięcy temu był wielkim przeciwnikiem), a także słabnący sprzeciw ministra Nowickiego wskazuje, że poglądy rządu zostały już w tej sprawie zmodyfikowane. Szybko poszło. Manipulacje genetyczne są niezwykle skuteczne.
PS. Otrzymałem właśnie książkę czołowego w Polsce zwolennika GMO prof. Tomasza Twardowskiego. GMO – szanse i ograniczenia. Zwykle pisze się „szanse i zagrożenia”. Zwolennicy GMO o zagrożeniach jednak nie chcą mówić. Przemilczają je dyskretnie.
7887217
1