Gdzie trafia GMO, czyli genetycznie zmodyfikowane organizmy oraz kto i w jakich ilościach je spożywa w Polsce - tego nikt nie wie. Takie wnioski można wyciągnąć po wysłuchaniu wystąpień dyskutantów - uczestników międzynarodowej konferencji zorganizowanej 27 lutego br. w auli im. Jana Pawła II Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie przez Centrum Informacji o Środowisku, w ramach kampanii informacyjnej.
Celem kampanii i konferencji ma być edukacja społeczeństwa, w szczególności rolników, przedsiębiorców, organizacji konsumenckich, administracji publicznej oraz instytucji naukowych na temat przyrodniczych, zdrowotnych i społecznych skutków wprowadzania GMO do środowiska i relacjach pomiędzy uprawami a obszarami przyrody chronionej. I tak prawdę powiedziawszy rolnicy prowadzący gospodarstwa ekologiczne są już aż nadto uświadomieni. Problem w tym, że występując z apelami do władz, posłów i tzw. decydentów nie znajdują zrozumienia dla swoich racji. Także wśród organizatorów tego typu konferencji, którzy, jak to zwykle bywa, tak układają program konferencji, by na dyskusje, wymianę poglądów między zwolennikami i przeciwnikami uwolnienia do środowiska na terenie Polski było proporcjonalnie jak najmniej czasu, za to na przekonywanie przez prelegentów do treści i haseł znanych wielu uczestnikom tego typu zgromadzeń - darować 90% czasu poświęconego na cała imprezę.
Jakie wnioski wynikają z obrad? Pierwszy to taki, iż nie ma monitoringu, gdzie trafia importowane do Polski ziarno GMO, jakie zwierzęta są karmione takimi paszami, dokąd trafia mięso tych zwierząt, czyli co jemy. Drugi - że apele działaczy i rolników ekologicznych o przywrócenie całkowitego zakazu np. importu śruty sojowej i kukurydzy GMO nie spotyka się z należytą reakcją polskich władz. Przed konferencja grupa przeciwników GMO pikietowała siedzibę Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) i domagała się zakazu stosowania GMO w Polsce. Na konferencji zastępca RPO - Marek Zubik mówił, że urząd rzecznika musi stać na straży wszystkich praw i wolności, które w przypadku GMO wchodzą w grę. "Trzeba znaleźć równowagę między wolnością badań naukowych, wolnością gospodarczą, prawa obywateli do życia w niepogorszonym środowisku i obowiązek państwa, by do takiego pogorszenia nie doszło. W pracy rzecznika konieczne jest wyważenie różnych wartości, tak, by istniała jakaś spójna koncepcja i wizja, jak regulować te stosunki społeczne i zdarzenia wynikające z pojawienia się GMO" - podkreślił Zubik. Przypomniał, że rzecznik współpracuje i nadal będzie współpracował z organizacjami pozarządowymi, które zajmują się tymi problemami.
Z kolei Wiceminister środowiska Janusz Zaleski uważa, że społeczeństwu potrzebna jest wiedza na temat genetycznie modyfikowanych organizmów, która odpowie na pytania o ich wpływ na nasze zdrowie i całe środowisko. Zaleski podkreślił, że nowoczesna produkcja żywności powinna opierać się nie tylko na maksymalizacji produkcji i zysku, ale dbać też o to, by producent był odpowiedzialny przed konsumentem za to, co podaje mu do spożycia. Przypomniał, że polski rząd w połowie listopada 2008 przyjął ramowe stanowisko dopuszczające prowadzenie prac w ramach zamkniętego użycia GMO. "Takie stanowisko pozwala na prowadzenie badań, np. nad nowymi lekami. Trudno znaleźć oponentów dla takiego użycia GMO, bo bez tych badań i eksperymentów nowe leki by nie powstały" - mówił.
Na co zwracali uwagę goście zagraniczni? Np. Sabine Brueckmann z Niemiec podpowiadała potrzebę organizowania się polskich rolników w grupy mogące tak jak we wschodnich landach i w Bawarii przeciwstawiać się skutecznie zalewowi taniej modyfikowanej śruty przez siew ziaren niemodyfikowanej soi. Przez oddziaływanie na unijne władze przez europarlamentarzystów i nacisk na władze przy okazji zbliżających się wyborów do parlamentu. Chrostof Patthof podawał przykłady negatywnego oddziaływania pyłków roślin GMO na populacje motyli - ich gąsienice po prostu giną. Jak bronią się rolnicy Brandenburgii? Wymuszają tworzenie 800 m pasów ochronnych.
Osamotnione w walce o wprowadzenie całkowitego zakazu na uwalnianie GMO do środowiska są Węgry. O przykrych doświadczeniach i potyczkach Węgrów na forum unijnym wspominała Veronika Mora. Bagatelizowane są np. udokumentowane wyniki badań o szkodliwym wpływie roślin GMO na zdrowie zwierząt i ludzi. Grupa ekspercka badała m.in. wpływ pyłków kukurydzy na gąsienice motyla - Czerwonego Admirała. Węgierska przedstawicielka dowodziła, iż kukurydza GMO - odmiana MON 810 nie była testowana zgodnie z wymaganiami Unii Europejskiej. Węgry zajmują drugie miejsce w Europie po Francji pod względem wielkości upraw kukurydzy. Dzisiaj, 2 marca Rada Środowiskowa w Budapeszcie decydować będzie o zgodzie lub odrzuceniu wniosku EFSA - unijnej instytucji w sprawie zniesienia lub nie moratorium na wprowadzenie na panońską dolinę GMO.
Do spraw poruszanych na warszawskiej konferencji będziemy wkrótce wracać.
8234079
1