Jeśli dzisiaj jest poniedziałek, 19 października, to w ministerialnym rozkładzie (biura podróży?) Marek Sawicki bawi i tu niespodzianka - nie w Brukseli ale w drugiej unijnej stolicy - Luksemburgu - siedzibie parlamentu europejskiego. Dziś zbiegają się w tym miejscu ze wszystkich stron ministrowie rolnictwa by radzić (gadać) o mleku, a ściślej jego nadmiarze od którego tylko głowa boli, bo od roku albo i dłużej nie ma dobrego pomysłu na rozwiązanie tego problemu.
Przypomnijmy, że polski minister opowiada się za dalszym kwotowaniem produkcji mleka w Unii Europejskiej po roku 2015, ale jednocześnie chce utrzymania wzrostu limitów. Inaczej rzecz widzi komisarz ds. rolnictwa Mariann Fischer Boel, która biorąc udział w nadzwyczajnym spotkaniu unijnych ministrów rolnictwa poświęconym kryzysowi na rynku mleczarskim podkreślała, że nie ma mowy o odejściu od zaplanowanego zniesienia kwot produkcji i pełnej liberalizacji w roku 2015.
W ten sposób komisarz broniła uzgodnionej w ubiegłym roku przez ministrów rolnictwa państw UE reformy Wspólnej Polityki Rolnej (zwanej z angielska Health Check), która zakłada stopniową liberalizację kwot mlecznych, zwiększanych co roku o 1 proc., i całkowitą rezygnację z kwotowania w 2015 roku.
Poniedziałkowe, luksemburskie posiedzenie zapowiada się tym bardziej interesująco - dojdzie przecież do ostrej konfrontacji poglądów - że nasz minister podpisał się pod listem 20 krajów członkowskich do Komisji Europejskiej z apelem o "nową regulację" rynku mleka, a także walkę ze spekulacją w łańcuchu między producentem a konsumentem, w trosce o "sprawiedliwe" ceny i dochody rolników. Zauważmy wszakże, iż wśród krajów-sygnatariuszy, którym przewodzą Francja i Niemcy, nie ma pomysłu co robić dalej. Nie ma ich też Marek Sawicki. Tu i ówdzie przebąkuje się a to o dodawaniu mleka w proszku do pasz, a to sprzedaży góry zamrożonego solonego mleka krajom "trzecim", a to o "poszukiwaniu mechanizmów antyspekulacyjnych"?
Tak na marginesie jakoś nasi producenci mleka nie są skorzy do gorących protestów, łącznie z wylewaniem na pola milionów litrów mleka - może i dobrze, taka jest polska tradycja - mleko, jak chlebowe ziarno i okruszek z bochna są szanowane. Podobnie dzieje się u naszych unijnych sąsiadów z północnego wschodu (Litwa, Łotwa, Estonia) i południa (Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria, Rumunia itd.) - protestów nie widać, nie słychać i nie czuć.
Jaki będzie dalszy ciąg wydarzeń? We wtorek, 20 października br. ma rozpocząć obradowanie (gadanie?) tzw. grupa robocza wysokiego szczebla złożona z ekspertów krajów członkowskich. Gadać będą do .... czerwca br. na koniec urodzić raport. Eksperci od mleka mają m.in. zająć się zasadami kontraktowania dostaw między rolnikami i mleczarniami. Takie zasady mają przyczynić się do ustalenia bardziej stabilnych cen oraz wzmocnienia przejrzystości sektora!? Postawić można jednak orzechy przeciwko upadającym dolarom, że nie uda się, nawet po ustaleniu owych zasad, uniknąć nadmiernych marż u pośredników i handlu sieciowym oraz detalicznym. I znów będzie tak, że grupa robocza ekspertów po 8 miesiącach obrad (gadania) urodzi "mysz".
Przeciwko temu rozwojowi wypadków opowiadają się protestujący od kilku miesięcy producenci mleka w całej zachodniej Europie. Zdaniem farmerów ich zła sytuacja wynika przede wszystkim z nadprodukcji mleka - więc chcą z nią walczyć, ograniczając ilość mleka trafiającego na rynek. Dlatego domagają się od Mariann Fischer Boel zmniejszenia limitów produkcji, prowadząc od kilku tygodni widowiskowe akcje protestacyjne, polegające m.in. na blokowaniu ciągnikami dzielnicy europejskiej w samej Brukseli i rozlewając miliony litrów mleka na ulice wielkich miast oraz na pola.
Podróże kształcą i trzymając się pewnie tej zasady nasz minister w ostatnich tygodniach poza Brukselą i Luksemburgiem odwiedził Wiedeń i Kolonię a jego zastępcy - Andrzej Dycha - Szwajcarię zaś Artur Ławniczak - Mikołajki.
7219506
1