Wbrew zapowiedziom ekonomistów ceny w państwach UE nie są jednolite. Trudno więc ocenić, o ile wzrosną w Polsce, gdy za pół roku staniemy się członkiem Wspólnoty. A wzrosnąć muszą, gdyż ogólnie w UE jest drożej niż u nas. Ale i zarobki są większe. Jednak na lukratywne posady nie ma co liczyć.
Aby we Włoszech urządzić niewielkie przyjęcie należy wydać znacznie więcej pieniędzy niż w Polsce. Wprawdzie za butelkę wina trzeba zapłacić podobnie jak u nas ok. 30 zł - na Półwyspie Apenińskim kosztuje od 2 do 6 euro - to jednak wędliny są znacznie droższe.
Szynka kosztuje od 13 do 24 euro za kilogram. A do tego pieczywo - za bagietkę w supermarkecie trzeba zapłacić 90 centów, za masło zaś 1-2 euro. Pomidory - nieodzowny włoski dodatek - kosztuje 3-4 euro. Więcej muszą też płacić palacze: paczka papierosów to wydatek ok. 3,20 euro.
Biorąc pod uwagę przeciętne polskie zarobki, zbyt częste przyjęcia nie byłyby możliwe. Może więc warto rozejrzeć się za pracą za granicą. Pracy nie brakuje. W Barcelonie wśród poszukiwanych zawodów są: murarze, posadzkarze, księgowi, barmanki i kelnerki do dyskoteki, sprzedawcy. Większość ofert przeznaczona jest dla osób ze średnim wykształceniem.
Hiszpanie niechętnie przyjmują taką pracę, gdyż wg nich niewiele można zarobić. Płaca barmanki, sprzedawcy nie przekracza bowiem 800 euro. Dlatego też powoli coraz więcej zawodów zostaje zmonopolizowanych przez cudzoziemców.