Do Komisji Europejskiej wpłynęła pierwsza skarga na Polskę. Zostaliśmy oskarżeni o dyskryminowanie importu używanych samochodów z krajów Unii. Są one u nas, w odróżnieniu od pojazdów niesprowadzanych z zagranicy, obłożone akcyzą sięgającą 65 procent ich wartości.
Jeśli Ministerstwo Finansów ustąpi pod naciskiem Brukseli, auta kupowane na giełdach Belgii czy Niemiec mogą być w naszym kraju nawet o dwie trzecie tańsze niż dziś. Krajowi producenci nowych samochodów obawiają się, że spowoduje to masowy import aut z drugiej ręki.
Sednem sporu jest wprowadzona we wrześniu 2002 roku "opłata rejestracyjna". Jej wysokość zależy od pojemności silnika pojazdu i jego wieku. Kupując nowy samochód o pojemności silnika mniejszej niż 2 litry, prawie jej nie zauważamy, bo wynosi tylko 3,1 proc. jego wartości (dla auta o pojemności powyżej 2 litrów - 13,6 proc.). Jednak wraz z wiekiem samochodu opłata gwałtownie się zwiększa. Dla samochodu z 1999 roku wynosi już 39,1 proc. wartości pojazdu, a dla rocznika 1998 - 51,1 proc. Kupując używany samochód na giełdzie w kraju, nie wniesiemy "opłaty rejestracyjnej".
Zdaniem skarżących taki system jest niezgodny z artykułem 90 traktatu o UE, który zabrania stosowania ceł lub instrumentów o podobnym skutku, które utrudniałyby swobodny przepływ towarów. To, że Komisja Europejska podzieli takie stanowisko, jest przesądzone. Już przed 1 maja na ten właśnie problem zwracał uwagę komisarz ds. Jednolitego Rynku Frits Bolkenstein. Jego zdaniem Polska powinna uznawać "pierwszą rejestrację" innych państw Wspólnoty, czyli nie pobierać za to dodatkowych opłat.
Oficjalnie resort finansów nie chce jednak myśleć o ustępstwach. Zdaniem Marii Haż, rzeczniczki urzędu, polskie przepisy są w pełni zgodne z unijnymi uregulowaniami.