Znowu jesteśmy spichlerzem Europy. Niemcy i Holendrzy pokochali nasze mięso, wędliny i nabiał. Czesi rzucili się na warzywa, owoce i soki. W efekcie w przygranicznych rejonach Polski ceny już poszły w górę. Gdzie ta fala zdoła się zatrzymać?
Adam Smith i jego następcy mogą czuć podwójną satysfakcję. Cenione przez nich mechanizmy wolnego rynku nadal działają perfekcyjnie nawet tam, gdzie mogłoby się wydawać, że ostatecznie zabito ducha wolnej konkurencji – w unijnym rolnictwie. Zaczęło się od wołowiny. W dniu rozszerzenia Wspólnoty była u nas najtańsza w porównaiu do wszystkich 25 krajów UE, a o ponad połowę tańsza niż w Niemczech. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rolnicy z zachodniej Polski przecierają oczy ze zdumienia – zza Odry przyjeżdżają handlowcy, którzy na pniu skupują mięso wołowe i żywe cielęta. I ceny skupu oczywiście rosną.
Eksperci przewidywali, że tak się stanie, ale zmiany miały potrwać kilkanaście miesięcy, nawet całe lata. Tymczasem popyt jest tak duży, że zmiany następują z dnia na dzień. Na to nikt nie był przygotowany. – Ta sytuacja nas zaskoczyła. Kilogram wołowiny w skupie drożeje co tydzień o 30–50 gr – mówi Wojciech Sokół, rzecznik hipermarketów Tesco. Dla zarządu innej dużej sieci przygotowano raport o podwyżkach, jakie od połowy maja do połowy czerwca wprowadzili jej dostawcy: „schab z kością: z 11,50 zł do 13 zł za kg (o 13 proc.), udziec wołowy: z 12,50 do 17,80 zł za kg (o 42 proc.), tusza cielęca: z 10,50 do 18 zł (o 70 proc.)”. Podwyżki są najbardziej widoczne w zachodniej i centralnej Polsce. W całym kraju cena wołowiny wzrosła w maju o 6,3 proc. (dane GUS), w rejonach przygranicznych – nawet o 40 proc. Fala drożyzny rozlewa się powoli na cały kraj.
Klienci sklepów coraz bardziej martwią się i narzekają. Wołowina drożeje, bo coraz więcej mięsa wysysa stara Unia. Wieprzowina też drożeje, bo wraz z początkiem wakacji weszliśmy w sezonowy „świński dołek” (potrwa do jesieni). Może więc przerzucić się na drób? Jeśli postąpi tak dostatecznie wielu Polaków – i jego cena ostro pójdzie w górę. Kilogram kurczaka w skupie już kosztuje średnio 6 zł, a jeszcze miesiąc temu było 5,30 zł. A na dobry i tani polski drób łapczywie zerkają odbiorcy z Niemiec.
Wyższe ceny skupu cieszą oczywiście rolników i producentów. Do tej pory to oni byli petentami w sieciach hipermarketów. Megasklepy wymuszały na nich niskie ceny, spore opłaty za promocje i przymusową reklamę w sklepowej gazetce. Jeżeli komuś to nie odpowiadało, na jego miejsce czekało kilku chętnych. Dlatego dostawcy na Unię patrzyli jak na zbawienie. I mieli rację. Po 1 maja i otwarciu granic role się odwróciły. Teraz to sprzedawcy towarów rolnych dyktują ceny i warunki. – Albo zapłacimy tyle co zachodni kontrahenci, albo nie dostaniemy mięsa. A wyższe ceny w skupie i u producenta to wyższe ceny na półce – mówi Daniel Prałat, dyrektor handlowy sieci sklepów Intermarche.
Piotr Stasiak