Trudno tworzyć dobre prawo, jeśli podstawą jego dostosowania do przepisów unijnych są źle tłumaczone dyrektywy.
Tak naprawdę nie wiemy, do czego dostosowujemy nasze przepisy. Podstawą harmonizacji są dyrektywy i bez wątpienia ważna jest jakość tłumaczenia ich na język polski. Tymczasem określana jest ona jako „fatalna”. Narzekają na nią posłowie w komisjach sejmowych, naukowcy i doradcy podatkowi z dużych firm, np. z Pricewaterhouse Coopers czy Ernst&Young. Ci ostatni są w lepszej sytuacji, a to z tej racji, że często dysponują własnymi tłumaczeniami. Dyrektywy dotyczą w zasadzie władz państwowych i stanowią wskazówkę dla twórców prawa państwowego.
Niemniej ich treść powinny znać osoby zaangażowane w proces decyzyjny w jednostkach oraz legislatorzy. Zwłaszcza ci ostatni nie zawsze znają tak dobrze języki obce, by móc skorzystać z wersji oryginalnych. Nie możemy stworzyć dobrego prawa, skoro podstawą do jego tworzenia są nierzetelne i nieprecyzyjne tłumaczenia. – Pracujemy nad prawem, które jest źle przetłumaczone. W dyrektywie występują określenia, które nie mają przełożenia na polskie prawo bilansowe, np. rachunki roczne. Nie wiadomo, do czego odnieść takie sformułowanie.
W przetłumaczonej dyrektywie powołane są inne dyrektywy, których treści nie znamy. Czy wiemy tak naprawdę, czy uchwalamy dokładnie to, czego wymaga od nas Unia? – oponowała w Sejmie poseł Barbara Marianowska podczas prac legislacyjnych nad nowelizacją ustawy o rachunkowości. To, że jakość tłumaczeń jest zła, przyznał również Maciej Górka, dyrektor Departamentu Tłumaczeń Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. – Tłumaczenia były przygotowywane przez resorty, które są odpowiedzialne za wdrożenie części dorobku wspólnot. Takie rozwiązanie wydawało się najlepsze. Jednak już w 2001 r. okazało się, że z 80 tys. stron aktów prawa unijnego resorty przetłumaczyły tylko około 20 tys. – podkreślił Maciej Górka.
Poinformował on, iż przesłane do UKIE teksty były bardzo słabe. Resorty nie weryfikowały jakości tłumaczeń robionych na zlecenie, przez nie zawsze odpowiednie do tego osoby. W połowie ub.r. w UKIE przedsięwzięto kroki, żeby przetłumaczyć całą resztę. – Dotychczas przetłumaczono ponad 50 tys. stron, a tłumaczenia zrobione przez resorty podlegają weryfikacji – poinformował Maciej Górka.
Podkreślił on, iż w Unii tłumaczenia ułatwia system komputerowy Eurodikaton, zawierający ok. 1,5-milionową bazę terminologiczną. Natomiast u nas, jeśli tłumaczenia robione są przez wielu tłumaczy, jeden termin może mieć wiele różnych znaczeń, co może utrudnić interpretację przepisów.