Jedziemy do Niemiec. Po drodze mijamy kilka wyładowanych używanymi samochodami ciężarowych naczep. Na przejściu w Jędrzychowicach – Ludwigsdorfie w kolejce stoi kilkadziesiąt aut, w tym kilka lawet. Kierowcy niechętnie godzą się na rozmowę. Nie chcą zdradzać miejsc, gdzie jeżdżą po samochody.
Po dłużnych namowach zgadza się Wiesław Tkacz z Głogowa, który do Niemiec
jedzie po volkswagena polo z 2000 r. Upatrzył je sobie kilka dni temu w Hof. Od
granicy ma do przejechania ok. 400 km.
– Auta z Niemiec są w lepszym
stanie technicznym. Poza tym Niemcy nie sprzedają wyremontowanych rozbitków jako
pełnowartościowe samochody, nie przekręcają liczników – tłumaczy. Pasażer
siedzący obok planuje, że do Polski wróci fordem mondeo. Według niego auto nawet
po opłaceniu akcyzy będzie tańsze o ok. 20 proc.
Żółte i
czerwone
Po drugiej stronie granicy widać kilkadziesiąt
samochodów na tymczasowych niemieckich numerach rejestracyjnych. Część podjeżdża
do terminalu odpraw, inne czekają na przygranicznym parkingu.
–
Najwięcej jest w poniedziałki i wtorki. Po auta jeździ się najczęściej w
weekendy a wraca na początku tygodnia – tłumaczy jeden z
pograniczników.
Na parkingu większość aut ma tablice z żółtymi paskami,
na których nie mogą przekroczyć granicy.
– Z takimi tablicami można
poruszać się po terytorium Niemiec. Do Polski można wjechać jedynie na tablicach
wywozowych z czerwonym paskiem – wyjaśnia ppłk Leszek Duczyński, rzecznik
Łużyckiego Oddziału Straży Granicznej.
„Czerwone” tablice są jednak droższe,
w zależności do landu trzeba za nie zapłacić od 130 do 170 euro. „Żółte” są o
połowę tańsze.
Na parkingu z żółtymi tablicami czeka Krzysztof
Chmielewski z Kielc. Za vw passata kombi z 1991 r. zapłacił 1000 euro. Auto
przejedzie na lawecie. Do wyboru jest kilkanaście platform i kierowców. Czekają
na przygranicznym parkingu. Cena ok. 150 zł, można się targować. Dla niemieckich
pograniczników to prowadzenie działalności gospodarczej bez zezwolenia. Często
przeganiają właścicieli platform i nie zezwalają na ładowanie samochodów w
pobliżu granicy.
– Teraz jest dobra zmiana. Nie gonią – mówi jeden z laweciarzy. Na parking podjeżdża grupa mężczyzn z Krakowa. Jadą ponad
13-letnim golfem na żółtych tablicach. Rozpoczynają się targi z jednym z
laweciarzy. Ostatecznie ustalają cenę na 130 zł. Ładują golfa na platformę.
Przejadą przez granicę i wyładują go kilometr za przejściem. Do Krakowa chcą
dojechać na żółtych tablicach, które w Polsce są nielegalne. Twierdzą, że nic o
tym nie wiedzą.
– Dla nas auto z żółtymi tablicami rejestracyjnymi,
nie ma ich wcale. Zatrzymujemy je jako jadące bez dokumentów. Trafia na parking
strzeżony. Jeśli właściciel nie ma ubezpieczenia, musi zapłacić 3,5 tys. zł
kary. Samochód może odzyskać dopiero po dopełnieniu formalności celnych i
zapłaceniu kosztów przewiezienia na parking i postoju na nim – mówi asp.
Włodzimierz Maślak z jeleniogórskiej drogówki.
Aut coraz
mniej
Ceny aut używanych za naszą zachodnią granicą po 1 maja
poszły w górę o kilkadziesiąt procent. Nigdy kilkunastoletnie auta nie były w
Niemczech tak drogie, jak na początku czerwca.
– Dotyczy to
szczególnie starszych roczników 1990-1994. Opla corsę z 1996 roku niedawno można
było kupić za 1500 euro. Obecnie kosztuje ponad 500 euro więcej – tłumaczą
Robert Porzucek i Marian Dąbrowski, właściciele firmy sprowadzającej używane
samochody z zagranicy.
Taka jest reakcja rynku na tzw. dziki wykup – jak
nazywają firmy importujące auta to, co dzieje się na zachodnich giełdach.
–
300 km od granicy nie ma czego szukać. Trzeba jeździć dużo dalej, by znaleźć coś
ciekawego – dodaje Dąbrowski.
W autokomisach tanio można już kupić tylko auta
w kiepskim stanie. Dobre są, ale za to drogie.
Podobnie jest we Francji
i Holandii. Ceny poszły o jakieś 30– 40 proc. w górę. Zdaniem skupujących, dobre
oferty można znaleźć jeszcze w Internecie, gdzie ogłaszają się prywatni
właściciele z małych miasteczek.
Oszustwa na
akcyzie
Masowy wykup aut zmienił też sytuację na krajowych
giełdach. Sprzedać zarejestrowany w Polsce wóz jest ciężko. Klienci wiedzą, że
do kraju płynie rzeka aut używanych i liczą na obniżki.
Według
Ministerstwa Finansów w maju do Polski sprowadzono ponad 47 tys. używanych
samochodów, o 40 proc. więcej niż w całym ubiegłym roku. Na Dolnym Śląsku i
Opolszczyźnie od początku roku do 25 czerwca złożono prawie 16 tys. deklaracji
akcyzowych.
– To kilkakrotnie więcej niż w tym samym okresie
ubiegłego roku – tłumaczy Arkadiusz Barędziak, rzecznik Izby Celnej we
Wrocławiu.
To przede wszystkim efekt zniesienia normy ekologicznej Euro
2, która oznaczała brak możliwości sprowadzania aut wyprodukowanych w pierwszej
połowie lat 90. i starszych. Obecnie jedyną barierą, która ma powstrzymywać
napływ używanych samochodów, jest akcyza rosnąca wraz z wiekiem pojazdu. Jej
maksymalna wysokość dla samochodów powyżej 8 lat wynosi 65 proc. wartości auta.
– 80 proc. aut sprowadzonych w ostatnim okresie to samochody objęte
najwyższą stawką akcyzy – mówi Barędziak.
Zdaniem celników, duża część
deklaracji akcyzowych składanych w urzędach celnych jest fałszowana. Kupujący
wpisują niższe ceny samochodów, dzięki czemu akcyza jest niższa. W Izbie Celnej
we Wrocławiu zgłoszono ok. 20 samochodów, które kupiono za 1 euro. Akcyza za
takie auto wyniosła niecałe 3 zł.
Celnicy zapowiadają jednak kontrole
umów kupna-sprzedaży. Jeszcze pod koniec 2009 r. będą mogli upomnieć się o
akcyzę za samochód sprowadzony w 2004 r.
– We wrześniu rozpoczniemy
weryfikację deklaracji akcyzowych. Szczególnie będziemy się interesowali autami
dwu-, trzyletnimi, których cenę ewidentnie zaniżono – zapowiada Barędziak.
Jeśli uda się stwierdzić fałszerstwo, do domiaru podatku
dojdą jeszcze odsetki karne.
– W najgorszej sytuacji mogą się znaleźć nabywcy oszukani
przez nieuczciwych handlarzy. Widziałem nie raz jak fałszowano umowy już w
Polsce. Poprzedni niemiecki właściciel nie ma pojęcia, jaka suma została wpisana
na rachunku. Handlarz ma to w nosie, bo niczym nie ryzykuje – mówi Robert
Porzucek, importer używanych samochodów.
Akcyza bez
zmian
Ministerstwo Finansów zapowiada, że akcyza na używane
samochody nie zostanie zniesiona, choć do Komisji Europejskiej wpływają skargi
obywateli Polski w tej sprawie. Zdaniem przeciwników akcyzy, ten podatek jest
sprzeczny z art. 90 Traktatu Europejskiego, który zabrania państwom członkowskim
nakładania wyższych podatków na towary przywożone z innych krajów niż na podobne
towary krajowe. Nie płacimy akcyzy za używane auto kupione w Polsce, tylko za
używane sprowadzone z zagranicy.
– Zgodnie z prawem wspólnotowym
samochody osobowe nie są wyrobami zharmonizowanymi. Możemy stosować akcyzę
– wyjaśnia Anna Sobocińska z biura komunikacji społecznej w Ministerstwie
Finansów.|
Opinie prawników w tej sprawie są podzielone. Na Litwie,
Słowacji i w Czechach nie ma takich problemów.
Ministerstwo Infrastruktury
zapowiada, że nie przewiduje się zmian w opłatach związanych z rejestracją
pojazdów.