Czescy rolnicy domagają się od rządu podniesienia dopłat bezpośrednich z obecnych 48 proc. do 60 proc. wysokości dopłat w starych krajach UE. Memorandum w tej sprawie przyjęli uczestnicy obradującej w Lisku k/Żdiaru nad Sazavą konferencji Czesko-Morawskiego Stowarzyszenia Producentów Rolnych. Podobne żądanie wysunął również Związek Rolniczy.
"Jeśli dotacje dla naszych rolników nie osiągną poziomu przynajmniej 60 procent dotacji unijnych - to czeskie rolnictwo, które od roku 1990 zmniejszyło wielkość produkcji aż o 35 procent, będzie bezpośrednio zagrożone. Tę dramatyczną tendencję spadkową trzeba zatrzymać" - powiedział PAP prezes Stowarzyszenia Jan Veleba.
Według premiera Stanislava Grossa, czescy rolnicy nie mogą specjalnie liczyć na zwiększenie dopłat, bo "jest to sprawa budżetu, którzy uchwala Izba Poselska parlamentu". Szef rządu zapewnił, że w przyszłym roku skala dopłat bezpośrednich "co najmniej nie zostanie zmniejszona". "Wygląda na to, że w roku 2005 będzie troszkę lepiej niż obecnie" - dodał premier.
Czeskich rolników te zapowiedzi nie uspokoiły. Przypominają, że już obecnie wysokość dopłat w sąsiedniej Polsce wynosi 55 proc. (z czego 25 proc. to dopłaty z UE, a 30 proc. z budżetu państwa) wielkości dopłat w krajach starej UE, a w roku przyszłym sięgnąć mają 60 procent.
W Czechach już od kilku miesięcy słychać głosy, że polscy rolnicy byli znacznie lepiej przygotowani na wejście do Unii Europejskiej. Zdaniem czeskich mediów, mechanizmy uruchomione w Polsce dla ochrony rodzimej produkcji rolnej sprawiły, że polskie artykuły rolno-spożywcze mogą obecnie z powodzeniem konkurować z innymi na rynkach krajów unijnych, w tym także w Czechach.
Polskie jarzyny i owoce pojawiły się w ogromnej ilości głównie w regionach przygranicznych, ale polskie pomidory podbiły też Pragę. Po badaniach sanitarnych, przeprowadzonych na wniosek czeskich producentów stwierdzono, że polskie płody rolne są nie tylko tańsze niż czeskie, ale wyjątkowo smaczne i bardzo wysokiej jakości.
"Polacy zbierają dziś plony przemyślanej polityki rolnej przygotowującej producentów artykułów rolno-spożywczych do wejścia do Unii Europejskiej i plony wielkiego sukcesu dyplomatycznego w Kopenhadze" - powiedział PAP Jan Veleba.
Jarosław Kalinowski (w czasie negocjacji w Kopenhadze wicepremier i minister rolnictwa) powiedział PAP, że walka o dopłaty bezpośrednie była walką o wysokość rekompensaty kosztów poniesionych przez producentów i konsumentów w związku z wejściem do UE.
"Nie jest to jednak tak, że rolnikom spada dziś manna z nieba. Dopłaty rekompensują jedynie straty, jakie ponieśli, ale z drugiej strony pozwalają im być zdolnymi do konkurencji na rynku europejskim" - powiedział Kalinowski.