Po Malcie, Słowenii, Węgrzech, Litwie i Słowacji kolej na Polskę – już w najbliższą sobotę i niedzielę zdecydujemy w referendum, czy nasz kraj wejdzie do Unii Europejskiej 1 maja 2004 roku wraz z pozostałą dziewiątką państw wstępujących.
Polskie referendum będzie szóstym z serii plebiscytów akcesyjnych w krajach
wstępujących do Unii. Poprzednie pięć zakończyło się wygraną zwolenników
integracji ze Wspólnotą. Z frekwencją było różnie, lecz nie zawsze miała ona
znaczenie dla ważności referendum.
Sztafetę referendalną rozpoczęła 8
marca Malta – najmniejszy a zarazem najbogatszy z dziesięciu krajów,
które w grudniu zakończyły negocjacje akcesyjne z UE. Za integracją z Unią
opowiedziało się 53,65 proc. głosujących, a 46,35 było przeciwko. Różnica głosów
"za" i "przeciw" wyniosła niespełna 20 tys.
Godna podziwu była frekwencja
– do urn poszło 91 proc. uprawnionych do głosowania. Maltańskie referendum nie
miało wiążącego charakteru – ostateczną decyzję, czy kraj ten wejdzie do UE,
podejmie parlament.
Na Malcie, jak w żadnym innym kraju kandydującym, do
kampanii przeciwko wstąpieniu do UE nie włączyła się jedna z głównych partii
politycznych – Maltańska Partia Pracy. Jej przywódca, Alfred Sant, już raz
zablokował członkostwo wyspy w Unii, kiedy sprawował urząd premiera w latach
1996-98. W kampanii referendalnej zapowiadał, że nawet mimo pozytywnego
przebiegu referendum, nie uzna jego wyników, poczeka do kwietniowych wyborów
powszechnych i jeśli MPP je wygra, zignoruje wynik głosowania. MPP wybory
przegrała – zwolennicy integracji z UE uzyskali 51 proc. głosów.
23 marca
za wejściem do UE opowiedzieli się Słoweńcy. Frekwencja nie była już tak
imponująca jak na Malcie, choć w Polsce wielu życzyłoby sobie takiej – 60,29
proc. Jednak wynik przeszedł wszelkie oczekiwania: 89,61 proc. głosujących
poparło integrację z Unią, a jedynie 10,39 procent było przeciwko. Obserwatorzy
zauważyli, że za UE opowiedziało się nawet więcej głosujących niż za
niepodległością Słowenii w referendum w 1990 roku, kiedy "tak" powiedziało 88,5
proc.
Wyjątkowość słoweńskiego referendum polegała na tym, że
równocześnie mieszkańcy tego kraju głosowali w nim w sprawie członkostwa w NATO.
Przyprawiało to rządzących o ból głowy, gdyż w tej sprawie zdania obywateli
Słowenii były bardzo podzielone, w odróżnieniu od kwestii członkostwa w UE.
Obawiano się nawet bojkotu głosowania przez licznych przeciwników NATO.
Ostatecznie Słowenia również Sojuszowi powiedziała "tak" - wejście do NATO
poparło 66 proc. głosujących.
Następne w sztafecie referendalnej były
Węgry. 12 kwietnia br. za integracją tego kraju z UE opowiedziało się
83,76 proc. głosujących, a 16,24 proc. było przeciwko. W referendum wzięła
udział mniej niż połowa uprawnionych – 45,56 proc., co odczytano m.in. jako
niepokojący sygnał dla Polski.
Na Węgrzech nie było jednak tak
restrykcyjnych jak w Polsce wymogów dotyczących frekwencji, by referendum było
ważne. Rozstrzygający był odsetek głosów oddanych za jedną z opcji – 25 proc.
plus jedna osoba z 8 milionów uprawnionych do głosowania. Za opcją na "tak" dla
integracji z UE opowiedziało się 38 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania
Węgrów.
Litwini głosowali w dwudniowym referendum akcesyjnym 10-11
maja. Pokonali oni wymóg 50-procentowej frekwencji dla ważności referendum – do
urn poszło 63,37 proc. uprawnionych. Aż 91,04 proc. głosujących poparło
integrację tego kraju z UE, a jedynie 8,96 proc. było przeciw.
Litewskie
władze starały się stworzyć dogodne warunki dla zapewnienia odpowiedniej
frekwencji: umożliwiono głosowanie pocztą, zorganizowano dojazd autobusami do
lokali wyborczych, stworzono możliwość oddania głosu nie w swoim
okręgu.
Niepokój wzbudziła frekwencja po pierwszym dniu referendum – ok.
30 proc. uprawnionych. Drugiego dnia, w niedzielę litewskie radio, telewizja,
politycy, znani działacze społeczni przypominali o konstytucyjnym prawie
obywateli do głosowania, na bieżąco informując o frekwencji. Przypominanie
wyborcom, że w kraju odbywa się referendum, było na Litwie dozwolone.
Z
wymogiem 50-procentowej frekwencji zmagali się również Słowacy w
referendum 16 i 17 maja. Poradzili sobie. Do urn poszło 52,15 proc. uprawnionych
do głosowania. 92,46 proc. z nich opowiedziało się za integracją Słowacji z Unią
Europejską, a 6,20 było przeciw.
W przedreferendalnych sondażach udział w
głosowaniu na Słowacji jednoznacznie deklarowało tylko 42 proc. uprawnionych.
Pierwszego dnia poszło do urn tylko 25-27 proc.
Po zamknięciu lokali
wyborczych pierwszego dnia referendum najważniejsi słowaccy politycy z
prezydentem Rudolfem Schusterem i przewodniczącym parlamentu Pavolem Hruszovskim
podpisali się pod dramatycznym apelem, w którym kolejny raz wezwali obywateli
Słowacji do udziału w referendum – bez względu na to, jak będą
głosować.
W Polsce, gdzie także 50-procentowa frekwencja jest
konieczna dla ważności referendum, apele polityków, które poskutkowały na
Słowacji i Litwie, nie będą możliwe. Stanowiłyby naruszenie ciszy wyborczej.
Dzięki ekspresowej nowelizacji ustawy o referendum ogólnokrajowym po pierwszym
dniu głosowania można jednak podawać informacje o frekwencji, która być może
okaże się czynnikiem mobilizującym do udziału w głosowaniu.
Po Polsce
referenda akcesyjne odbędą się w Czechach – 15 i 16 czerwca;
Estonii – 14 września i Łotwie – 20 września. Dziesiąty kraj
wstępujący do UE – Cypr – nie przeprowadza referendum
akcesyjnego.