W listopadzie zaczną się prawdziwe negocjacje w sprawie kształtu unijnej Wspólnej Polityki Rolnej po 2013 rokuDacian Ciolos, unijny komisarz rolnictwa, zapowiedział, że w listopadzie przedstawi projekt reformy Wspólnej Polityki Rolnej będący oficjalnym stanowiskiem Komisji Europejskiej. I wtedy ruszą prawdziwe negocjacje między państwami członkowskimi, które będą na pewno bardzo gorące. Największy spór wywołają zapewne dopłaty bezpośrednie, czyli pieniądze.
Wielu dyplomatów i ekspertów jest przekonanych, że momentami ostre negocjacje nad zapisami traktatu z Lizbony okażą się bułką z masłem w porównaniu z rozmowami na temat polityki rolnej, jaką ma prowadzić UE po 2013 roku. Bo trudno jest znaleźć obszar, gdzie dochodzi do większej ilości sporów między samymi krajami członkowskimi, jak i między Komisją Europejską a państwami Unii Europejskiej. Problem dotyczy bowiem nie tylko milionów rolników, farmerów i ich rodzin, ale także setek tysięcy przedsiębiorstw sektora rolno-spożywczego.
I nie można zapominać też o tym, że ze strategicznego punktu widzenia chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego dla mieszkańców Polski, Niemiec, Włoch, Czech i innych państw członkowskich. Ponieważ jednak za tym wszystkim kryją się miliardy euro, to dyskusja na temat WPR już od dawna jest gorąca, a będzie jeszcze ostrzejsza, gdy ruszą prawdziwe negocjacje.
Kto dostanie więcej?
Od dawna też wiadomo, iż największym punktem zapalnym będzie rozstrzygnięcie sposobu naliczania dopłat bezpośrednich. - Podstawą wyliczenia dopłat po 2013 r. nie powinny być dane historyczne, czyli z lat ubiegłych, a pieniądze powinny być bardziej sprawiedliwie rozdzielane pomiędzy różne kategorie rolników, różne regiony i państwa członkowskie - mówił w maju podczas swojej wizyty w Polsce komisarz Dacian Ciolos.
I to stanowisko podtrzymał niedawno w Brukseli, wypowiadając się na temat przyszłości WPR. Chodzi o to, że wysokość dopłat jest wyliczana na podstawie wysokości plonów zbóż oraz wielkości hodowli zwierząt z lat 90. Dlatego np. rolnicy z Niemiec dostają dopłaty w wysokości 350 euro na hektar, z Francji 300 euro, a Polacy już tylko 200 euro (jeszcze mniej mają Rumuni i Bułgarzy). Ciolos (który sam pochodzi z Rumunii) opowiada się więc za stworzeniem jednolitych kryteriów naliczania dopłat.
I w tej akurat kwestii stanowisko komisarza jest takie samo jak Polski. - Dopłaty powinny być jednakowe dla wszystkich rolników - mówi minister rolnictwa Marek Sawicki. Konsekwentnie opowiada się on też za tym, aby naliczanie dopłat zostało maksymalnie uproszczone. Ale takie stanowisko niezbyt podoba się najbogatszym krajom unijnym, gdzie rolnicy dostają najwyższe dopłaty. Dlaczego? - Ponieważ budżet na WPR po 2013 roku będzie porównywalny z obecnym budżetem, to część najwyższych płatności w starych państwach unijnych będzie musiała zostać obniżona - nie ma wątpliwości Marek Sawicki. Do swojego pomysłu Polska chce namawiać inne kraje, czemu przede wszystkim podporządkowane są działania dyplomatyczne resortu rolnictwa - mamy tutaj poparcie zwłaszcza 12 nowych państw unijnych, które przyjęto do UE w 2004 i 2007 roku. Ale też wiadomo, że nie będzie to łatwe do przeforsowania, gdyż przecież nikt dobrowolnie nie zrezygnuje z pieniędzy otrzymywanych z Brukseli - i to sporych. W dodatku farmerzy z zachodniej części Europy narzekają na kryzys i spadek dochodowości swoich gospodarstw, więc tym bardziej będą naciskać na swoje rządy, aby broniły wysokich dopłat. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy już od dawna zapowiada twardą obronę interesów swojego kraju (rolnictwo i przemysł spożywczy znad Sekwany to najwięksi beneficjenci WPR). Twierdził nawet, że jest gotów na ostry konflikt z KE, grożący poważnym kryzysem w samej UE, jeśli Bruksela będzie chciała zabrać pieniądze Francuzom. A ponieważ notowania Sarkozy'ego nie są najlepsze, to prezydent nie będzie mógł sobie pozwolić na zbyt duże ustępstwa w obawie przed dalszą utratą elektoratu. Choć z drugiej strony, dzięki m.in. stanowisku Francji, KE nie odważy się raczej zaproponować obcięcia funduszy na rolnictwo, co swego czasu było często podnoszone.
Oprócz dopłat na pewno dużym problemem będzie także negocjowanie zasad prowadzenia przez KE interwencji na rynku rolnym. Otwarta jest choćby sprawa dopłat eksportowych czy też utrzymania systemu kwotowania produkcji mleka (Bruksela zarzeka się, że decyzja o odejściu od limitów jest nieodwołalna, ale przecież mogą ją zmienić w każdej chwili unijne rządy).
Obszary wiejskie łatwiejsze do uzgodnienia
Mniej gorąco zapowiada się natomiast dyskusja nad drugim filarem WPR, czyli finansowaniem rozwoju obszarów wiejskich. Tak przynajmniej wynika z dotychczas prowadzonych sondażowych negocjacji. Niektóre kraje proponują nawet zwiększenie nakładów na rozwój infrastruktury na wsi (drogi, wodociągi czy kanalizacja, ale zwłaszcza informatyzacja i wdrażanie nowych technologii) kosztem obcięcia pieniędzy na dopłaty bezpośrednie. Nie mówimy nie, ale wiążemy tę kwestię nieodłącznie z pierwszym filarem WPR, czyli dopłatami. Dla Polski to nie problem, gdyż nasz kraj na drugi filar przeznacza i tak około 50 proc. funduszy unijnych zapisanych na rolnictwo, podczas gdy w wielu krajach zachodnich ten współczynnik jest wyraźnie mniejszy, bo większość funduszy idzie z kolei na dopłaty. Tam bowiem tereny wiejskie nie są tak zaniedbane pod względem infrastruktury jak nasze, co jest najbardziej widocznym skutkiem 45 lat istnienia PRL. Mamy tu więc spory atut w negocjacjach.
Ale niewątpliwie, gdy w listopadzie KE odkryje karty, rozpocznie się jeden z najgorętszych okresów naszego członkostwa w Unii. Bruksela przedstawi kilka wariantów przyszłości Wspólnej Polityki Rolnej, a później pokazane zostaną projekty konkretnych rozwiązań prawnych. W drugiej połowie 2011 roku, jak planuje KE, negocjacje powinny wejść w decydującą fazę. A tak się składa, że akurat wtedy Polska będzie sprawowała półroczną prezydencję w Unii Europejskiej i dlatego już teraz wiemy, co powinno być głównym tematem tego przewodnictwa. Otwarte oczywiście jest pytanie, jak tę kwestię rozwiąże rząd Donalda Tuska i czy premier zaprosi do prawdziwej współpracy także opozycję. Wszak jesienią 2011 roku mają się odbyć wybory parlamentarne, które mogą spowodować przecież zmianę układu rządowego. Kardynalnym błędem byłoby wtedy zostawienie przez Tuska nowemu premierowi rozgrzebanego tematu negocjacji nad nową Wspólną Polityką Rolną. Stracić na tym możemy wszyscy: i państwo, i rolnicy, i konsumenci.
9530570
1