Pomoc regionalna podzielona po połowie między "starych" i "nowych" w Unii? Budżet na poziomie 1,24 proc. unijnego bogactwa, mimo sprzeciwu Niemiec i innych płatników?
Komisja Europejska zaproponuje, by wydatki UE w latach 2007-13 wyniosły 1,24 proc. europejskiego dochodu narodowego brutto (GNI), mimo że szóstka największych płatników do brukselskiej kasy domaga się ograniczenia budżetu UE do 1 proc. Tak zgodnie twierdzą dzienniki - niemiecki "Frankfurter Allgemeine Zeitung" i brytyjski "Financial Times" - powołując się na wewnętrzne dokumenty Komisji.
Komisja przedstawi propozycję tzw. perspektywy finansowej obejmującej budżety na lata 2007-13 dopiero 10 lutego. Jednak "FAZ" i "FT" twierdzą, że decyzja, by rozpocząć negocjacje z Radą UE od "propozycji maksimum", już zapadła. Umiarkowana opcja popierana m.in. przez niemiecką komisarz ds. budżetu Michaeli Schreyer - aby wydatki UE wyniosły maksymalnie 1,15 proc. GNI - nie znalazła poparcia w Brukseli.
Zdaniem Komisji wyraźny wzrost wydatków Wspólnoty jest konieczny w obliczu zadań rozszerzonej UE. Jeśliby limit wydatków UE zablokować na obecnym poziomie, czyli 1 proc. GNI (jak tego zażądały miesiąc temu Niemcy, Austria, Francja, Szwecja, Holandia i Wielka Brytania), to nie sposób pokryć wydatków przewidzianych obecnym prawem UE. Nie mówiąc już o nowych zadaniach, jak ochrona granic UE czy wspólna polityka zagraniczna. Komisja - według "FAZ" i "FT" - twierdzi, że już wydatki na 2006 r., przewidziane w obecnym planie budżetowym, stanowią 1,12 proc. unijnego PKB.
W 2007 r. do UE mają przystąpić Rumunia i Bułgaria, a pozostałe kraje środkowoeuropejskie uzyskają prawo do pełnych dotacji regionalnych. Dlatego wydatki muszą wzrosnąć. Żądanie, by budżet UE wyniósł 1,24 proc. PKB, oznacza, że wydatki mogłyby wzrosnąć rocznie o 50 mld euro - wylicza "FAZ". Jak policzył z kolei "FT" wydatki UE w latach 2007-13 przekroczą bilion (!) euro.
Jedynym ustępstwem na rzecz krajów-płatników ze strony Komisji jest wprowadzenie tzw. generalnego mechanizmu korekcyjnego. Pozwoli on zmniejszyć składkę największych płatników do budżetu Unii (na razie istnieje tylko tzw. rabat brytyjski, który dawał już taki przywilej Londynowi). Oznacza to większą składkę dla pozostałych krajów Unii, w tym Polski.
"FAZ" pisze, że Komisja zrezygnowała na razie z postulatu, aby budżet UE finansował się z europejskiego podatku. Prowadzone jednak będą nadal studia na ten temat. Tymczasem wczorajszy "Handelsblatt" pisze, że wprowadzenia "europodatku" domaga się ostro kanclerz Austrii Wolfgang Schüssel.
Spór o fundusze
Komisarz UE ds. regionalnych Michel Barnier zaproponował, by w rozszerzonej Unii podzielić pomoc dla biedniejszych regionów na połowę. 50 proc. ma trafić do regionów obecnej Unii, które dziś otrzymują pomoc, 50 proc. dla nowych członków.
Według obecnych reguł fundusze po rozszerzeniu Unii trafiłyby prawie wyłącznie do nowych członków, w tym Polski. Budżet pomocy regionalnej w Unii to obecnie około 34 mld euro, po 2007 r. - według propozycji Komisji - ma sięgnąć 50 mld.
Ze względu na ograniczone możliwości wchłonięcia miliardów z Unii przez nowe kraje, propozycja Barniera nie oznacza wcale, że "nowi" dostaną dużo mniej. Wymaga ona jednak utrzymania wysokiego budżetu UE. Dlatego wywołała ona irytację wśród największych płatników do unijnego budżetu.
Według "FT" niemiecka komisarz Schreyer nazwała ją "śmieszną". Za przeznaczeniem prawie całego budżetu pomocy regionalnej na "nowych" opowiedzieli się niedawno m.in. szef niemieckiego MSZ Joschka Fisher oraz brytyjski minister finansów Gordon Brown.
Zdaniem ekspertów polskiego rządu utrzymanie pomocy dla biedniejszych krajów obecnej Unii jest paradoksalnie korzystne dla Polski. Im więcej krajów Unii będzie otrzymywało pieniądze z tych funduszy, tym większe szanse, że w przyszłości nie będą one ograniczane. A nasz kraj chce z nich korzystać jeszcze przez kilkadziesiąt lat.