Eurodeputowanym nie podoba się ani wynegocjowana przez rządy kwota budżetu (862,3 mld euro), ani jego struktura. Za rezolucją zagłosowało aż 541 eurodeputowanych, tylko 56 było przeciw. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Josep Borrell uspokajał: - To nie jest kategoryczne odrzucenie budżetu, to jest początek negocjacji.
Decyzję tłumaczył Janusz Lewandowski (PO), który będzie oficjalnie reprezentować europarlament w rozmowach budżetowych: - Ciężko jest wytłumaczyć, że to co zrobiliśmy, to nie jest odrzucenie już "uzgodnionego" budżetu. To, co odrzuciliśmy, to propozycja złożona przez rządy. O uzgodnionym unijnym budżecie będzie można mówić wtedy, gdy zaakceptuje go także Parlament.
Jeszcze w środę doszło do pierwszego spotkania w trójkącie Parlament - Komisja Europejska - Rada UE (reprezentująca rządy). Prawdziwe negocjacje ruszą za tydzień, gdy Austria (sprawująca półroczną prezydencję w Unii) otrzyma od pozostałych rządów mandat negocjacyjny - instrukcje, jak daleko może się w negocjacjach posunąć. Pierwsza sesja rozmów - 23 stycznia.
Głosowanie nad budżetową rezolucją zbiegło się z wizytą w europarlamencie szefa austriackiego rządu Wolfganga Schüssela, który przedstawiał priorytety przewodnictwa Austrii w UE. Schüssel zapewnił, że ostateczne uchwalenie budżetu na lata 2007-13 jest głównym priorytetem. Nie był zaskoczony wynikiem głosowania: - Byłbym zdziwiony, gdyby okazało się, że Parlament tak po prostu zgodził się budżet bez debaty.
Przedstawiciele Parlamentu, Komisji i rządów unijnych zapewniają, że nie chcą doprowadzić do megakryzysu, jaki byłoby zawetowanie budżetu przez europarlament. Unia musiałaby działać na podstawie rocznych budżetów. Co prawda, na papierze wyglądają one na hojniejsze (ok. 1,1 proc. PKB zamiast 1,045 proc.), ale są za to trudne do wykonania - i praktycznie uniemożliwiają prowadzenie wieloletniego finansowania takich inwestycji, jak np. autostrady, rurociągi gazowe itp.
Eurodeputowani chcą zwiększenia kwoty budżetu i zmian w jego strukturze. Nie mogę ujawnić, o jaką kwotę będziemy walczyć, ale taką kwotę już znam – powiedział niemiecki eurodeputowany Raimer Böge (chadecja), który przygotował budżetową rezolucję Parlamentu. Podczas negocjacji obecnie obowiązującego budżetu UE, Parlamentowi udało się wynegocjować dodatkowe 2,5 mld euro. Możliwe, że tym razem zażąda 7 mld.
Niestety, w trakcie negocjacji mogą pojawić się kłopoty dla Polski i pozostałych nowych państw UE. Niektórym eurodeputowanym nie podobają się ułatwienia w wykorzystywaniu funduszy strukturalnych, jakie ustalono w grudniu ub.r. Zwłaszcza wprowadzenie zasady "n+3", która o rok przedłuża czas dostępny na wykorzystanie unijnych funduszy. Za wprowadzeniem zasady n+2 [poprzedniej, krótszej - red.] przemawiały mocne argumenty – ostrzega Böge. Nie dopuścimy, by ułatwienia zostały odebrane – zapewnia jednak Lewandowski.
To nie jedyny kłopot. Zachodnioeuropejscy europosłowie chcą wydać dodatkowe, wywalczone pieniądze na takie działania, w których Polska skorzysta niewiele. Chcemy zwiększania wydatków na wzrost konkurencyjności, badania naukowe, kształcenie ustawiczne oraz unijną politykę zagraniczną – potwierdza niemiecki eurodeputowany. Polacy chcieliby, żeby dodatkowe pieniądze poszły na powiększenie funduszy strukturalnych i spójnościowych.
Wszystkie strony negocjacji chciałyby, żeby rozmowy zakończyły się do końca wiosny.
W czasie środowej debaty w PE Schüssel mówił też o finansowaniu Unii w przyszłości. Kanclerz proponuje stopniowe zmniejszenie znaczenia składek narodowych (kwot corocznie wpłacanych przez państwa Unii) na rzecz „źródeł własnych". Obecnie takimi źródłami są m.in. dochody z opłat celnych pobieranych na granicach Unii. Schüssel nie położył jednak na stole żadnego konkretnego pomysłu. Wcześniej sugerował, że takim nowym „źródłem własnym" mogłoby być opodatkowanie np. paliwa lotniczego. Koncepcji europejskiego podatku, płaconego przez każdego konsumenta w UE, Wiedeń otwarcie nie poparł.