CTR_2024
TSW_XV_2025

Ani Niemcy ani Francuzi nie mają pomysłu na nową Unię

22 grudnia 2003

Felieton Heather Grabbe, wicedyrektora Centrum Reform Europejskich w Londynie

Klęska szczytu UE w Brukseli rozpoczyna burzliwy okres w polityce europejskiej. W przyszłym roku, kiedy na tapecie znajdą się władza i pieniądze polityczna atmosfera jeszcze się zagęści. W 2004 roku państwa UE nie tylko będą musiały wrócić do konstytucji, ale na poważnie będą musiały zacząć negocjacje o unijnym budżecie na lata 2007-2013. Trzeba też będzie zdecydować, kto w czerwcu 2004 r. zostanie następnym przewodniczącym Komisji.

Niewiele państw jest dziś w nastroju kompromisowym. Debata budżetowa już jest gorąca, choć Komisja przedstawi swoje propozycje dopiero w styczniu 2004 r. Sześciu największych płatników netto zaapelowało o zamrożenie funduszy na dotychczasowym poziomie. W Brukseli Gerhard Schröder nie wykluczył nawet, że Niemcy zaproponują redukcję całkowitego budżetu Unii - z obecnych 1,27 proc. do 1 proc. skumulowanych budżetów wszystkich członków. Tradycyjnie "dobry wujek" z Berlina podczas finansowych negocjacji w 2004-2005 może okazać się nadspodziewanie skąpy.

W budżetowych negocjacjach oś polsko-hiszpańska złamie się niczym zapałka. Wprawdzie Madryt i Warszawa chcą dużego budżetu, ale będą wyrywać sobie wzajemnie miliony euro z funduszy strukturalnych. Wydaje się jednak, że takie chwilowe sojusze, w których kraje łączą swoje siły w jednej kwestii, staną się normą w powiększonej Unii.

Francja i Niemcy narzekają na sojusz polsko-hiszpański, ale ich własne dwustronne partnerstwo staje się samolubne i defensywne. Jeszcze nie tak dawno Berlin i Paryż były w stanie wypracowywać porozumienia, które jednoczyły Unię i przyspieszały integrację. To już przeszłość. Dziś coraz częściej współdziałają w obronie swoich interesów kosztem innych państw członkowskich. Spektakularnym przykładem takich działań było wspólne torpedowanie zasad paktu stabilizacyjnego zaledwie kilka tygodni przed szczytem.

Zaproponowana przez Konwent, a forsowana przez Paryż i Berlin zasada "podwójnej większości" w głosowaniach wzbudza wątpliwości nie tylko w Polsce i Hiszpanii, ale także wśród wielu mniejszych członków UE. Choć moim zdaniem to rzeczywiście najlepsze rozwiązanie, próba "zahukania" jego przeciwników podjęta przez Niemcy i Francję z pewnością nie przysporzyła im nowych przyjaciół.

Po porażce szczytu Berlin i Paryż przebąkiwały o pionierskiej, elitarnej grupie, która mogłaby zacieśnić współpracę na przekór czarnym owcom integracji. Jednak niewiele krajów, poza być może Belgią i Luksemburgiem, pociąga idea "jądra Europy" zdominowanego przez Niemcy i Francję. Silvio Berlusconi już zdystansował się od tego pomysłu. Z kolei Polacy mają świadomość, że w trójkącie weimarskim zawsze będą "młodszymi braćmi" tańczącymi w takt melodii wygrywanych przez Francuzów i Niemców.

Niektóre kraje będą obawiać się, że znajdą się nagle poza "jądrem Europy". Jednak o tym, czy faktycznie powstanie Unia "dwóch prędkości", nie przesądzi sama ochota polityków niemieckich, francuskich czy belgijskich. Zdecyduje o tym to, czy ci politycy będą mieli jakiś pomysł, który uczyni z nich realną awangardę Unii. Na dziś takiej inicjatywy nie widać ani w polityce zagranicznej, ani obronnej, ani w kwestiach bezpieczeństwa wewnętrznego, w których sami Francuzi i Niemcy nie potrafią się pogodzić. W wypowiedziach Chiraca słychać wprawdzie poparcie dla idei "jądra Europy", ale nie widać możliwości na jego stworzenie.


POWIĄZANE

Od 10 lutego Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa będzie przyjmował...

Około 92,6 tys. ton żywności o wartości ponad 265 mln zł trafi w tym roku do org...

Sytuacja na unijnym rynku rolnym nadal jest krytyczna. Potrzeba środków łagodząc...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę