Za niecałe półtora miesiąca wejdzie w życie nowa ustawa o ustroju rolnym, jedna z najbardziej kontrowersyjnych w tej kadencji Sejmu. Stwierdza ona, że gospodarstwo rodzinne może mieć maksymalnie 300 hektarów. Czy czeka nas masowy wykup ziemi przez rolników?
Ustawa ma zapobiec koncentracji gruntów rolnych. Będzie temu służyć
określenie maksymalnych powierzchni gospodarstw. I tak ustawa dzieli je na
rodzinne (rolnicy indywidualni) i rolne (spółki i spółdzielnie). Gospodarstwo
rodzinne może mieć maksymalnie 300 hektarów powierzchni, zaś rolne nie ma takich
ograniczeń. Nowe regulacje mają też sprawić, że ziemia będzie trafiała tylko do
osób z odpowiednim wykształceniem, zaś cudzoziemcom ma zagwarantować takie same
prawa, jak obywatelom polskim.
Ustawa daje też dzierżawcom prawo do
pierwokupu uprawianej przez nich ziemi, jeśli mają co najmniej trzyletnią umowę
dzierżawną. Prawo takie ma także Agencja Nieruchomości Rolnej, która lada chwila
ma powstać z przekształcenia Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Takiego
prawa Sejm nie przyznał natomiast rolnikom-sąsiadom.
Niektóre oddziały
Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa zalały masowe podania o wykup
dzierżawionej ziemi na własność. Rolnicy chcą ją kupić przed 16 lipca. Od tego
dnia gospodarstwo rodzinne nie będzie mogło mieć więcej niż 300 ha ziemi. Ci,
którzy dzierżawią od Agencji Własności Rolnej więcej mogą jeszcze wykupić ziemię
w całości na własność. Na Dolnym Śląsku jest jeszcze spokojnie, ale już niedługo
może się u nas powtórzyć sytuacja z Warmii i Mazur. Niektórzy z tamtejszych
rolników musieli zadłużyć się w bankach, a Agencja - jakby korzystając z dużego
zainteresowania ziemią - podbiła cenę za hektar do 3,5 tys. Dlaczego rolnikom
tak bardzo zależy na wykupie ziemi? Otóż Konstytucja RP stanowi, że podstawą
ustroju rolnego jest w Polsce gospodarstwo rodzinne. Jego właściciele korzystają
z szeregu zwolnień i ulg, również głównie do nich trafi już niedługo większość
środków pomocowych z Unii Europejskiej.
Na razie nie obserwujemy
jakiegoś zwiększonego ruchu. Rolnicy, którzy się do nas teraz zgłaszają to
raczej jednostkowe przypadki - mówi Wojciech Jaremko, kierownik sekcji
gospodarowania zasobem w dolnośląskiej AWRSP. Zdecydowanie najwięcej umów
podpisywaliśmy w latach 1996-97 - dodaje.
Rolnicy obawiają się
jednak, że po wykupie ziemi przez gospodarstwa rodzinne dookoła pozostaną
niewykorzystane kawałki. Czy gminy sensownie je zagospodarują? Czy nie sprzedana
ziemie będzie leżała odłogiem – pokaże czas.
Najwięcej kontrowersji wokół
nowej ustawy wzbudził zapis dotyczący wykształcenia ewentualnych nabywców ziemi.
W projekcie rządowym próbowano ograniczyć prawo do kupna ziemi tylko do osób
posiadających wykształcenie rolnicze lub pięcioletnią praktykę w rolnictwie. Na
wniosek Platformy Obywatelskiej dopisano jednak także osoby z wykształceniem
średnim lub wyższym. W pierwszej wersji ustawy miało być ono "przydatne do
prowadzenia gospodarstwa rolnego”. Wzbudziło to niepokój niektórych posłów. Kto
będzie ustalał, czy wykształcenie jest przydatne? – pytali parlamentarzyści
PSL-u. W końcu posłowie wyrzucili z ustawy słowo "przydatne”. Ostatecznie
nabywcą ziemi może być każdy, kto ma przynajmniej wykształcenie zasadnicze
rolnicze, a także dowolne średnie lub wyższe.
Ustawę o ustroju rolnym
Sejm przyjął w ekspresowym tempie 11 kwietnia tego roku. Jeszcze dzień wcześniej
połączone komisje rolnictwa i administracji pracowały nad jej roboczą wersją do
trzeciej rano.
Ustawa wytrąca z ręki argumenty przeciwnikom integracji z
Unią Europejską, bo chroni nas przed masowym wykupem ziemi przez cudzoziemców,
którzy ją teraz dzierżawią. I właśnie głównie ona przekonała do poparcia
integracji radę naczelną Polskiego Stronnictwa Ludowego.