W Sejmie jest już projekt tzw. ustawy zabużańskiej. Rząd liczy, że problem około 80 tysięcy roszczeń zabużan szacowanych na ponad 7 miliardów złotych załatwi nieruchomościami wartymi czterokrotnie mniej.
Z uzasadnienia do projektu, który każdy może przeczytać na stronach internetowych Sejmu (www.sejm.gov.pl) dowiadujemy się, że rząd ma wątpliwości co do rzetelności zabużańskich roszczeń. Dlatego zgodnie z projektem zubażanie i ich spadkobiercy (mający polskie obywatelstwo i mieszkający w Polsce) będą musieli zwrócić się do wojewodów o potwierdzenie swoich uprawnień do ekwiwalentu.
Do wniosku mają być dołączone między innymi "urzędowy opis mienia lub zaświadczenie odszkodowawcze wydane przez były Państwowy Instytut Repatriacyjny", albo "dokumenty sporządzone przed 1 września 1939 roku" (orzeczenia sądowe stwierdzające prawo własności, wyciągi z ksiąg wieczystych lub akty notarialne).
Ponadto wymagana byłaby wycena mienia pozostawionego na Wschodzie, czyli tzw. operat szacunkowy sporządzony przez rzeczoznawcę majątkowego. Rzeczoznawca uwzględniałby "ceny transakcyjne uzyskane za nieruchomości podobne do nieruchomości pozostawionych poza obecnymi granicami państwa polskiego, sprzedawane w Rzeczypospolitej Polskiej w miejscowości porównywalnej pod względem liczby mieszkańców i stopnia urbanizacji (...) z uwzględnieniem różnic w poziomie rozwoju gospodarczego tych miejscowości w 1939 r."
Ale uwaga! Większość zabużan i ich spadkobierców i tak nie dostałaby pełnego ekwiwalentu za utracone mienie. Projekt zakłada bowiem, że jego maksymalna wartość, która miałaby być im zaliczona na poczet kupowanej nieruchomości, nie przekroczy 20 tys. zł na jeden wniosek. Gdyby więc nieruchomość była warta więcej, ewentualną różnicę zabużanin musiałby dopłacić w gotówce albo kupować nieruchomość na współwłasność z innymi. Rząd wyjaśnia w uzasadnieniu, że 20 tys. zł to średnia wartość 5 ha gruntów rolnych. Zdaniem rządu właśnie do takiego ekwiwalentu w postaci ziemi zobowiązała się Polska w umowach z byłymi republikami ZSRR. Taka norma obszarowa wynikała z kolei z dekretu o reformie rolnej. Rząd liczy więc na to, że zaspokoi roszczenia zabużan nieruchomościami o wartości około 1,7 mld zł.
Projekt jest bałamutny – komentuje adwokat zabużan, mecenas Roman Nowowiejski. Te 5 ha to pomoc, którą w ramach reformy rolnej państwo dawało wszystkim repatriantom. Zupełnie czym innym jest ekwiwalent za pozostawienie nieruchomości – dodaje.
Nowowiejski twierdzi, że ustawa w takim kształcie będzie natychmiast zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego. Tymczasem poskarżył się on w Naczelnym Sądzie Administracyjnym na bezczynność ministra spraw zagranicznych, który – co przyznali sami sędziowie NSA – powinien wystąpić z inicjatywą opublikowania w Dzienniku Ustaw tzw. umów republikańskich. Przypomnijmy, że chodzi o umowy z republikami radzieckimi z 1944 roku, z których wprost wynika, że osoby, które w związku ze zmianą granic straciły swoje majątki, mają prawo do uzyskania za nie ekwiwalentu. Ponieważ te umowy nie zostały dotąd opublikowane, niektóre sądy, między innymi w Warszawie odmawiają zabużanom odszkodowań. Są jednak i takie, np. w Krakowie i Łodzi, które w nieopublikowaniu umów dopatrują się bezprawności działania organów państwa polskiego. W ostatnich miesiącach (ostatnio na początku lipca) sądy przyznały zabużanom odszkodowania o łącznej wartości ponad 3,6 mln zł. Jednak ci nie dostali jeszcze pieniędzy, bo przedstawiciele Skarbu Państwa odwołali się do sądu apelacyjnego. Mecenas Nowowiejski spodziewa się, że we wrześniu zapadną pierwsze rozstrzygnięcia w tej sprawie.