,,Gdyby producent wody mineralnej, koszul albo samochodów startowała na rynku z towarem dwukrotnie droższym od konkurencji, szybko poszedłby z torbami. Od każdej reguły są jednak wyjątki, w tym przypadku jest nim eko - gospodarka" - tak czytamy w artykule ,,Złoty zielony interes" w najnowszym wydaniu Newsweek Polska, dalej autor pisze: Polscy przedsiębiorcy (...) rzucili się do budowania biogazowni, choć produkowanie energii z biomasy jest nieopłacalne, ale zyskowne. Paradoks? Pieniądze zapewnią politycy, sięgając do portfela Polaków płacących podatki i rachunki za prąd.
Jest prawdą, że biogazownie pomogłyby rozwiązać kilka problemów energetycznych. Produkując gaz z kukurydzy, możemy zmniejszyć zależność od importu tego paliwa. Gdyby w Polsce powstało tysiąc takich instalacji, produkowałyby one ilość gazu równą 6 proc. rocznego zapotrzebowania całego kraju. Przypuszcza się, że po 2016 roku zacznie nam brakować energii elektrycznej - a biogaz można łatwo wykorzystać jako paliwo w małej elektrowni. Ważnym argumentem popierającym budowę biogazowni jest środowisko naturalne. Produkcja prądu z rośli i śmieci odprowadza z pewnością mniej zanieczyszczeń do środowiska niż komin elektrowni węglowej, a poza tym ubocznym efektem fermentacji są dobrej jakości nawozy, które można wykorzystywać w rolnictwie.
Biogazownia ma jednak jedną wielka wadę: koszt wyprodukowania 1 megawata energii z biogazu jest trzykrotnie wyższy niż megawata z elektrowni węglowej, ale mimo tego ten biznes może się opłacać.
Wystarczy by znaleźli się chętni, by do biogazu dopłacać.
Unia Europejska wciąż zachęca producentów energii do stopniowego przestawiania się na technologie przyjazne dla środowiska i jej produkcję z odnawialnych źródeł. Także polski rząd poprzez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dopłaca to tego biznesu. Ma na to 600 mln złotych w formie umarzalnych pożyczek. Poza tym biogazownia za produkcję zielonej energii otrzymuje zielone certyfikaty - wirtualne papiery, które można później sprzedawać zwykłym elektrowniom i elektrociepłowniom. Do tego należy doliczyć niewielkie wpływy ze sprzedaży nawozów i energii cieplnej, która powstaje przy spalaniu gazu w agregatach. Ale gdyby ktoś jeszcze nie był pewien zysków, resort gospodarki przygotowuje kolejną zachętę. W nowej wersji ustawy o prawie energetycznym ma się znaleźć zapis umożliwiający wystawianie biogazowniom dwóch certyfikatów ekologicznych: zielonego za produkcję energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych i żółtego za produkcję energii cieplnej. Biogazownie zarobiłyby wtedy dodatkowe pieniądze za 1 megawatogodzinę. Dzięki temu opłacać się będą nawet najdroższe w eksploatacji biogazownie rolnicze, w których podstawowym paliwem nie są odpady, lecz kukurydza, rzepak, buraki czy ziemniaki. A przy okazji zarobią ci, którzy to paliwo będą dostarczać.