Żaden rolnik gospodarujący w powiecie oławskim nie chciał dostać od Unii Europejskiej 1800 złotych za każdy hektar ziemi. Ani jeden nie poprosił o dopłatę do gospodarstwa ekologicznego Seminaria organizowane przez Regionalne Centrum Doradztwa Rozwoju Rolnictwa i Obszarów Wiejskich nie przyniosły efektów. Mimo zachęt, żaden rolnik spod Oławy nie zdecydował się na prowadzenie gospodarstwa ekologicznego. Teraz koło nosa przeszły gospodarzom spore pieniądze. Od Brukseli za każdy hektar ziemi mogli dostać nawet po 1800 złotych.
Gospodarstwo ekologiczne to takie, w którym rolnicy decydują się na wiele poświęceń dla przyrody.
- Przede wszystkim rezygnują z używania chemii w procesie produkcji żywności - tłumaczą w Regionalnym Centrum Doradzwta Rozwoju Rolnictwa i Obszarów Wiejskich. - Mogą stosować tylko środki pochodzenia biologicznego i mineralnego, czyli naturalne nawozy. Nawet pasze powinny pochodzić z własnego gospodarstwa. W żywieniu zwierząt nie wolno używać takich dodatków, jak stymulatory wzrostu. Zabronione jest też profilaktyczne podawanie leków, a w czasie leczenia preferowane są medykamenty naturalne, np. zioła.
Na całym Dolnym Śląsku takich gospodarstw jest już ponad sto. Trzy z nich prowadzą mieszkańcy Oławy. Cała trójka gospodaruje jednak ponad trzysta kilometrów od miasta. - Gospodarstwo ekologiczne to nie propozycja dla każdego - mówi Zofia Barabasz, kierownik oławskiego biura Regionalnego Centrum Doradzwta Rozwoju Rolnictwa i Obszarów Wiejskich.. - Aby je prowadzić, trzeba nie tylko spełnić szereg warunków i zdobyć certyfikat, ale i wyznawać pewną filozofię, doskonale czuć, czym jest ekologia. To nie jest zwykły biznes - przekonuje. - Ale oczywiście w powiecie oławskim są miejsca, które nadawałyby się na prowadzenie działalności ekologicznej. Na pewno znaleźliby się też odpowiedni rolnicy - podejrzewa.
- Nic dziwnego, że żaden rolnik z okolic Oławy nie zdecydował się na prowadzenie takiego gospodarstwa - komentują Kazimiera i Stanisław Piotrowscy ze Starego Górnika. - Przecież na to potrzeba wielkich pieniędzy, dużo wyższych od unijnych dopłat - tłumaczą.
- Zamiast chemicznych nawozów, trzeba stosować obornik. A żeby go mieć, trzeba hodować sporo zwierząt. Dziś mało kto trzyma w okolicach Oławy bydło czy trzodę. Ludzie ledwo wiążą koniec z końcem - przekonują. - Na dodatek nawożone w naturalny sposób pola dają mniejsze plony. A mniejsze plony, to i mniejsze pieniądze. Na prowadzenie ekologicznych gospodarstw mogą sobie pozwolić ci, którzy robią to dla przyjemności, a żyją z czegoś zupełnie innego - uważają rolnicy.