Hodowla raków może być opłacalna. Na zyski trzeba jednak poczekać kilka lat.
Stawy, wyrobiska po wybranym żwirze, zbiorniki wodne, które są zbyt zimne, by hodować w nich karpie lub zbyt ciepłe dla pstrągów – wszystkie te miejsca nadają się do hodowli raków. Hodowla raków jest najprostszą sprawą na świecie. Do stawu wpuszczamy stadko dorosłych samic i samców i zostawiamy je w spokoju na kilka lat (od dwóch do ośmiu w zależności od gatunku). Resztę powinna zrobić matka natura. Musimy tylko oddzielić je od niewłaściwych sąsiadów, czyli wydry lub amatorów raczego mięska. Po tym czasie systematycznie odławiamy dorosłe osobniki i sprzedajemy.
Raki żywią się resztkami rozkładających w wodzie roślin. Z hektara stawu, co roku można odłowić około 100 kg raków. Jeśli będziemy je dokarmiać specjalnymi paszami to możemy wyławiać nawet 500 kg z hektara. Dno stawu musi być muliste, gdyż raki w dzień chowają się w norkach wygrzebanych w dnie, a w nocy żerują. Staw musi być głębszy niż 1,5 m, inaczej raki mogą nie przezimować. Nie może w nim też być drapieżnych ryb. Są one niebezpieczne dla raków w okresie, kiedy zrzucają pancerze – wtedy przez kilka dni są zupełnie bezbronne. Nie musimy też zbytnio przejmować się czystością wód. Gatunki lubiące czystą wodę praktycznie wyginęły.
Nasze dwie rodzime rasy raków to szlachetne i błotne. Dziś w większych ilościach spotyka się je w wodach południowo-wschodniej Polski. W pozostałych regionach wytrzebiła je racza dżuma. Została ona sprowadzona w ubiegłym stuleciu przez pewnego hodowcę węgorzy. Hodowcą tym był baron Max von Borne, który na Pomorzu zaczął hodować raki pręgowane z Ameryki. Są one nosicielami tej choroby, na którą same nie chorują. Kiedy rakom owym znudziło się Pomorze, postanowiły zwiedzić inne wody Polski. W ten sposób rozniosły chorobę po okolicy. Gdziekolwiek pojawiają się raki pręgowane tam zanikają raki szlachetne. Amerykańskie raki są smaczne, ale małe i dlatego nie bardzo nadają się na hodowlę. W naszych wodach obecnie króluje rak sygnałowy ze Szwecji. Potrafi wykończyć pręgowaną konkurencję i nie jest wrażliwy na czystość wód. Potrafi funkcjonować nawet w wodach III klasy (brudasek). Szybko rośnie, więc zyski są znacznie szybciej niż w przypadku raków błotnych czy szlachetnych.
Na razie raki trafiają do supermarketów i restauracji w kraju, chociaż jest na nie ogromny popyt w Europie. Sami Szwedzi zjadają 9 tys. ton raków rocznie, z czego około 90 proc. importują. Nie wolno jednak eksportować żywych stworzeń, tylko ugotowane, a to wymaga inwestycji w przetwórstwo.
W Polsce jest tyle niezagospodarowanych stawów, wyrobisk itp. Czasami są to zbiorniki z naprawdę czystą wodą. Może warto więc zainwestować w raki. Co prawda nie można ich pogłaskać jak krówkę, ale czego się nie robi dla pieniędzy (cena 110-120 zł za kg).