Zaostrzanie norm ekologicznych nie szkodzi konkurencyjności europejskiej gospodarki - wynika z badania naukowego, zleconego przez Komisję Europejską, którego wyniki właśnie opublikowano.
Przedsiębiorcy praktycznie na każdym forum przekonują: unijne regulacje w dziedzinie ochrony środowiska idą za daleko. Np. w połowie marca UNICE, największe lobby biznesowe w Unii, zażądało, by rządy państw członkowskich raz jeszcze zweryfikowały koszty wprowadzenia w życie ograniczeń emisji dwutlenku węgla do atmosfery. UNICE wskazuje m.in. na większą konkurencyjność gospodarki Stanów Zjednoczonych, które odmówiły podpisania zobowiązania o redukcji emisji CO2 (tzw. protokołu z Kioto).
W końcu Komisja Europejska, która wespół z Parlamentem Europejskim forsuje wyśrubowane normy ekologiczne, zamówiła w dwóch brytyjskich instytucjach badawczym - AEA Technology oraz Metroeconomica - analizy, czy i w jaki sposób normy ekologiczne pogarszają konkurencyjność gospodarki.
Analitycy porównali koszty, jakie ponoszą europejskie firmy na wdrażanie regulacji ekologicznych z podobnymi wydatkami firm amerykańskich i japońskich. Okazały się praktycznie takie same - wynoszą 0,3-0,5 proc. „wartości dodanej brutto" w przemyśle (licząc wydatki przeznaczane na ochronę atmosfery). Liczone w euro, wszystkie wydatki związane z ochroną środowiska wyglądały następująco: • 22,3 mld euro rocznie w krajach Piętnastki (to dane z końca lat 90., a więc sprzed rozszerzenia UE), • 16,6 mld w USA • 36 mld w Japonii.
Naukowcy przytaczają jeszcze jeden przykład: na początku lat 90. europejski przemysł motoryzacyjny straszył, że koszt wdrożenia nowej normy emisji spalin przez samochody (Euro 4) doprowadzi do podwyżki cen aut o 10-20 proc. W rzeczywistości ceny wzrosły o 7 proc. (nominalnie, a więc nie uwzględniając inflacji). Naukowcy twierdzą więc, że gospodarka praktycznie nie traci, a środowisko - zyskuje. Np. w latach 90. emisja cząstek chemicznych niszczących warstwę ozonową spadła o 22 proc.