Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane i przysłowie to jak wypisz-wymaluj pasuje do sytuacji w jakiej znaleźli się wszyscy chętni do budowy biogazowi rolniczych. Na dziś sytuacja jest taka, że rolnik praktycznie nie może uzyskać pozwolenia na budowę takich instalacji. Duże kłopoty może mieć także grupa producencka.
Dlaczego? Bo po pierwsze nie ma pełnych regulacji prawnych. W prawie krajowym brakuje tzw. definicji normatywnej określającej co to jest biogazownia rolnicza. Jedyne odwołanie do powyższego terminu znajduje się w rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej z dnia 7 października 1997 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budowle rolnicze i ich usytuowanie wydanego na podstawie art. 7 ust. 2 pkt. 2 ustawy z dnia 7 lipca 1994 r. - Prawo budowlane (Dz. U. Nr 89, poz. 414, z 1996 r. Nr 100, poz. 465 i Nr 106, poz. 496 oraz Nr 146, poz. 680, z 1997 r. Nr 88, poz. 554 i Nr 111, poz. 726). Tłumacząc zawiłości prawne - chodzi o to, żeby dokładnie zdefiniowanie co ustawodawca rozumie przez biogazownie (rolnicze), czy to budynek, czy to budowla?
Okazuje się także, że rolnik prowadzący gospodarstwo rolne mający status tak zwanej osoby fizycznej (w znaczeniu prawnym) zgodnie z prawem energetycznym nie może otrzymać koncesji na wytwarzanie energii oraz świadectwa pochodzenia. Rolnik wtedy otrzyma koncesje gdy zorganizuje i zarejestruje grupę producentów rolnych (lub zostanie przedsiębiorcą). Pamiętajmy, że sprawy te reguluje ustawa z 15 września 2000 r. o grupach producentów rolnych i ich związkach oraz o zmianie innych ustaw (Dz. U. z dnia 20 października 2000 r.). W przepisach tych mowa jest też o zasadach i warunkach udzielania ze środków publicznych pomocy finansowej związanej z ich organizowaniem i funkcjonowaniem.
Problemów jest więcej i tak naprawdę od wielu miesięcy i posłowie, i rząd zdają sobie sprawę z pilności problemu. Zainteresowani czekają, oby nie było to czekaniem na Godota.