Jestem przeciwnikiem przyjętej przez Sejm ustawy o biopaliwach. Moim zdaniem w obecnej postaci jest to prostu bubel prawny i karykatura globalnych tendencji do ochrony środowiska, które obejmują także promocję biopaliw. I to jest moje zdanie jako użytkownika samochodu. Jeśli ktoś chce, to może powiedzieć, że lobbuję w swoim imieniu, a być może także w imieniu milionów kierowców, którzy mają zostać wykorzystani do tego eksperymentu – czytamy w dzisiejszym wydaniu Gazety Wyborczej.
Nie znam cywilizowanego państwa na świecie, w którym zdecydowano by się na
taką rewolucję na rynku paliwowym, jaką chcą nam zafundować ustawodawcy.
Przypomnijmy, że przyjęta przez Sejm ustawa przewiduje, że od lipca przyszłego
roku "w ogólnej masie" sprzedawanych u nas benzyn ma być co najmniej 4,5 proc.
etanolu. Ile ma być biokomponentów w oleju napędowym w tym czasie – jeszcze nie
wiadomo. Wiadomo natomiast, że według ustawy od 2006 r. w "ogólnej masie"
sprzedawanych u nas benzyn i olejów napędowych ma być co najmniej 5 proc.
biokomponentów.
Niepokoją mnie te mętne sformułowania. Producenci aut – z
którymi nie konsultowano zmian (to kolejne kuriozum, nie do pomyślenia w
cywilizowanym kraju) – dopiero po tekstach m.in. w "Gazecie" sformułowali swoją
opinię. Dopuszczają w swoich autach stosowanie paliw, które zawierają dodatki w
ilościach przewidzianych normą. A norma ta dopuszcza dolewanie do benzyny do 5
proc. etanolu. Jeśli porównać tę maksymalną dopuszczaną dawkę etanolu z zapisami
ustawy, to okaże się, że ustawodawca chce wprowadzić obowiązek dolewania etanolu
na granicy normy. Nieprecyzyjne sformułowanie o "ogólnej masie benzyn
wprowadzanych do obrotu" sprzyjać zaś może przekraczaniu normy. Bo za
"wprowadzanie do obrotu" o zbyt małej zawartości biokomponentów grozić mają
surowe kary finansowe. Tymczasem za sprzedaż paliw o nieodpowiedniej jakości
właściwie nic nie grozi. Na wprowadzenie w życie czeka dopiero ustawa o kontroli
jakości paliw, a i tak nie przewiduje tak precyzyjnie opisanych kar, jak za zbyt
małe dolewki biokomponentów.
Nie znam też państwa w Europie, w którym w
2006 r. planuje się stosować aż tyle biokomponentów co u nas. Nie znam też
państwa w Europie, w którym w 2004 r. dolewano by do benzyny tyle etanolu, ile
przewiduje nasza ustawa. A przecież to my mamy problemy ze standardami ochrony
środowiska, a nie Europa Zachodnia.
Nie znam też cywilizowanego państwa,
w którym tak wielką zmianę na rynku paliwowym wprowadzono by w takim tempie, jak
to ma być u nas. Owszem, o wprowadzeniu obowiązku dodawania biokomponentów do
paliw dyskutuje się od dawna i w UE, i w USA. Żadnych decyzji tam jednak jeszcze
nie podjęto. Nikt też nie wpadł tam na pomysł, by tak głębokie zmiany dotyczące
milionów ludzi wprowadzać prawie z dnia na dzień. A przypomnijmy, że niewiele
brakowało, by ustawa o biopaliwach obowiązywała u nas już od początku 2003 r.
Wystarczy przypomnieć, ile lat zajęło, także u nas, zastępowanie etyliny
zawierającej szkodliwe związki ołowiu benzyną bezołowiową.
Z tych tylko
powodów – a być może dałoby się znaleźć więcej – uważam, że prezydent Aleksander
Kwaśniewski powinien zawetować ustawę o biopaliwach.
Ale ponieważ wiem,
że na świecie promuje się biopaliwa, i że być może w ich produkcji jest szansa
na stworzenie kilku czy kilkunastu nawet tysięcy miejsc pracy w rolnictwie, to
chciałbym, by prezydent, wetując ustawę, jednocześnie przedstawił projekt zmian,
które pozwolą na wprowadzenie biopaliw w cywilizowany sposób.
Są dwie
możliwości, obie zainspirowane przez Stany Zjednoczone. A Amerykanom trudno
zarzucić, że na samochodach się nie znają.
Pierwszy sposób to sprzedaż w
osobnych dystrybutorach paliw bez biokomponentów i paliw, które zawierają
precyzyjnie określoną dawkę biokomponentów (takich jak amerykański "gasohol",
paliwo E85 czy biodiesel). Wtedy z góry wiem, czy tankuję paliwo, na którego
stosowanie zgadza się producent auta. A biopaliwo z osobnego dystrybutora
promuje się niską ceną. Taki też pomysł popierany przez część ministrów zgłosił
Senat, a potem go odrzucił.
Drugi amerykański pomysł to wprowadzenie
stopniowego i precyzyjnie określonego obowiązku stosowania biokomponentów:
początkowo w każdym litrze paliwa niech będzie obowiązkowo 2 proc.
biokomponentów, a w ciągu kilku lat ten obowiązek niech wzrośnie do 4,5 czy 5
proc. albo nawet więcej - jeśli będą dopuszczać to normy. W ten sposób również
wiadomo, jaki jest skład paliwa i maleje ryzyko, że na stacji zatankuję paliwo
wymieszane z kilku transportów z różnym dodatkiem biokomponentów, a więc tak
naprawę o nieznanym składzie. Przy takim scenariuszu cały proces upowszechniania
biopaliw pozostaje pod kontrolą.
Jak każdego przeciętnego kierowcę
obchodzi mnie tylko, bym tankował paliwo odpowiedniej jakości i jak najtańsze.
Reszta jest mi obojętna.
I nie ja jeden tak myślę. "Rząd i Sejm chcą, aby
szybko uchwalić ustawę o biopaliwach. Posłowie uchwalili już wiele pomysłów,
których nie rozumieli, w tym przypadku sprawa jest wszakże wymierna. Silnik
samochodowy to jest takie urządzenie, które jedzie tylko wtedy, jeżeli dostanie
takie paliwo, jakiego potrzebuje. Żadne kombinacje nie są możliwe, bo samochód
przestaje jechać. Znam pewnego "malucha" pod Oleckiem, który jeździł na czystym
spirytusie, tanim, bo szmuglowanym z Rosji, ale też przestał, bo się przegrzał.
(...) W technice są ścisłe reguły. (...) Wiele firm produkuje różnego rodzaju
dodatki do paliw, ale żaden koncern samochodowy ani nie poleca, ani też
oficjalnie nie uznaje potrzeby ich stosowania. (...) W Polsce nie przebadano
silników, nie przeprowadzono żadnych ekspertyz technicznych, a już chcą dolewać.
Wielu fachowców twierdzi, że jest to bzdura. Rząd ma, rzecz jasna, swoje
uzasadnienie. Twierdzi, że w przypadku zwiększenia dolewek uruchomiona zostanie
produkcja przerobu rzepaku, że przybędzie dzięki temu 70 tys. nowych miejsc
pracy i w ogóle biopaliwa rozkręcą gospodarkę. Posłowie PSL twierdzą to samo, bo
mogą się w ten sposób przypodobać producentom rzepaku. Mamy szczęście do
rządowych rozkręceń. Najpierw miał rozkręcić gospodarkę premier Kołodko, a teraz
biopaliwa. Badania nad silnikami trwają na świecie - powtórzmy - kilka, a nawet
kilkanaście lat. Trzeba je odpowiednio do biopaliw dostosować. U nas spotkał się
poseł Kłopotek z posłem Sawickim z PSL-u, pogadali i już po badaniach.
Proponowana przez rząd i lobby rolnicze zmiana proporcji stosowania biopaliw
grozi uszkodzeniem silników w 12 milionach samochodów, które już jeżdżą po
polskich drogach".
Gdzież to można przeczytać? W felietonie Jerzego
Iwaszkiewicza opublikowanym w "Rzeczpospolitej" 10 grudnia 2002 r. Dla mnie
przedstawia on wyrażoną z publicystyczną swadę opinię autora troszczącego się o
los przeciętnego kierowcy wystawionego na samowolę ustawodawców. Ale gdyby ten
tekst Jerzy Iwaszkiewicz opublikował nie w "Rz", lecz w "Gazecie Wyborczej", to
pewnie dowiedziałby się z tej samej "Rz", że nie troszczy się o kierowców, lecz
uczestniczy w kampanii Orlenu przeciw biopaliwom, że być może działa pod
dyktando lobbystów Orlenu.
18 grudnia "Rz" w artykule Michała Majewskiego
i Pawła Reszki "Wojna o biopaliwa, czyli lobbing po polsku" pomówiła mnie o
udział w lobbingu Orlenu przeciw biopaliwom. Na poparcie swojej tezy, że moje
artykuły w "Gazecie" zapoczątkowały taką właśnie kampanię Orlenu, autorzy ci
podparli się, przytaczając rozmowę z Piotrem Niemczykiem, sekretarzem generalnym
Unii Wolności, który - działając rzekomo na rzecz Orlenu - miał mnie
zainteresować "sprawą niekorzystnego dla Orlenu projektu ustawy" o biopaliwach.
A ponieważ w śledztwie jeden świadek może nie wystarczyć, swoją tezę Majewski i
Reszka podparli rozmową z anonimowym "lobbystą", który miał dziennikarzy "Rz" 21
listopada najpierw przekonywać, że ustawa o biopaliwach może być szkodliwa dla
silników, a potem tego samego dnia stwierdzić w sposób, który brzmi jak
odwołanie zlecenia: "Sorry, ale tą sprawą zajmuje się już Andrzej
Kublik".
31 grudnia "Rz" opublikowała list Piotra Niemczyka, w którym
stwierdza on, iż "Cała opublikowana w »Rz «" rozmowa jest po prostu wymyślona.
(...) [Dziennikarze - przyp. red.] zmontowali »wywiad « z własnych notatek, w
którym skrupulatnie pominęli wszystko, co zaprzeczało tezie o nieuczciwym
lobbingu". Co zatem Niemczyk faktycznie powiedział dziennikarzom "Rz", a co
zostało opublikowane? Aby to wyjaśnić, dziennikarze "Rz" powinni przedstawić po
prostu nagranie tej rozmowy.
Stwierdzenia Niemczyka budzą jednak pytania.
Czy drugi "świadek" w tej sprawie, ów anonimowy "lobbysta", jest dlatego właśnie
anonimowy, ponieważ został wymyślony?
Przekonałem się osobiście, że
Majewski i Reszka wykorzystują tylko to, co jest im na rękę. Dziennikarze "Rz"
zadali mi pytania, ale – choć zaznaczyłem, iż liczę na ich przedstawienie w
pełni – większość odpowiedzi pominęli. Na przykład to, że o różnych kwestiach
związanych z biopaliwami "Gazeta" pisała od początku 2002 r., a więc dużo
wcześniej, niż ukazał się mój tekst, który zdaniem "Rz" rozpoczął kampanię
medialną Orlenu. Z mojej odpowiedzi Majewski i Reszka usunęli tę konkretną
informację, że w 2002 r. o biopaliwach pisali w "Gazecie" m.in. Rafał Zasuń
(28.01.02, 13.02.02, 16.02.02), Krystyna Naszkowska (np. 12.02.02, 5.07.02),
Konrad Niklewicz (24.05.02, 24.07.02), Ewa Milewicz (5.08.02), Ziemowit Nowak
(10.08.02), Dariusz Malinowski (5.03.02, 4.04.02, 5.06.02, 25.10.02, 12.11.02,
14.11.02, 27.11.02,
4.12.02, 12.12.02, 14.12.02). Dziennikarze "Rz" tak
dobrze przygotowali się do swojej publikacji, że nie zauważyli dużego artykułu
Joanny Solskiej o zagrożeniach związanych z ustawą o biopaliwach, który
opublikowała "Polityka" w numerze z 2 listopada, a więc wcześniej, niż ukazał
się mój tekst.
Kolejny "dowód" na potwierdzenie insynuacji "Rz" to
cytowana w "Auto-Moto" "Gazety" z 5 grudnia wypowiedź prezesa Ford Distribution
na temat biopaliw, która - jak piszą Majewski i Reszka - "jest co do słowa
zgodna z tym, co kilka dnia wcześniej ów prezes napisał do szefów Orlenu". Jakoś
Majewski i Reszka nie zauważyli, że jest to fragment oświadczenia przedstawiony
w artykule Dariusza Malinowskiego, który ukazał się w "Gazecie" 27 listopada. I
czy jest w tej wypowiedzi coś fałszywego? Bo jeśli nie ma, to jakie ma
znaczenie, kto pisał do kogo? A co mówią dziennikarze "Rz" o wypowiedziach 13
innych niż Ford przedstawicieli branży samochodowej zamieszczonych w "Auto-Moto"
5 grudnia pełnych troski o skutki stosowania biopaliw? Majewski i Reszka milczą.
Bo im nie pasuje do scenariusza? Bo w swoim tekście z 18 grudnia nie
zainteresowali się, co o ustawie o biopaliwach myślą producenci aut ani dlaczego
nie prowadzono z nimi konsultacji.
"W tekście Kublika z 25 listopada
(...) lansowana była teza (...) że Polacy zostaną zmuszeni do kupowania paliwa z
największą na świecie ilością biokomponentów. W tym przykładzie Kublik
wykorzystuje te same dane z tych samych krajów co Orlen i Centralne Laboratorium
Naftowe w swoich materiałach". Źródło danych jest podane w moim tekście. Dane te
lub podobne były też wykorzystywane przez "Rz" (np. 27.11.02, 10.12.02). A jeśli
Majewski i Reszka chcą wylansować tezę, że w innym cywilizowanym kraju sprzedaje
się więcej biopaliw niż u nas - to niech przedstawią takie
dane.
Zamierzam nadal opowiadać się przeciw
pomysłom, które kierowcy mogą odczuć na swojej skórze. Jeśli ktoś zechce takie
wyrażanie poglądów nazywać "lobbingiem", to już zależy od jego znajomości języka
polskiego.
Jest jakiś głęboki sens w porzekadle: "Psy szczekają, karawana
jedzie dalej".