Jak Pan ocenia trwający już od 5 lat proces zrzeszania się rolników w grupy producentów rolnych w Polsce? (czy 120 grup w Polsce to mało czy dużo?)
Jan Krzysztof Ardanowski - Zdecydowanie za mało. Ja jestem wielkim zwolennikiem grup producenckich. Uważam, że ( zresztą na podstawie doświadczeń z innych krajów), dla polskiego rolnictwa, w szczególności dla tych gospodarstw mniejszych i średnich, a mamy ich przecież w Polsce bardzo dużo to organizowanie gospodarcze jest koniecznością . Jest niezbędne. Jeżeli rolnicy nie zorganizują się gospodarczo do wspólnych zakupów, wspólnej sprzedaży czy wspólnego użytkowania maszyn będą mieli coraz trudniej. Zdaję sobie sprawę ze wszystkich uwarunkowań psychologicznych, niechęci do współpracy , zawiści czy braku solidarności międzyludzkiej . To jest oczywiste, Natomiast trzeba zrobić wszystko żeby tych grup producenckich powstawało jak najwięcej . Będzie nowelizowana ustawa , która jeszcze bardziej uprości przepisy oraz zmieni również podwójne opodatkowanie. Ale ja z całą z całą odpowiedzialnością twierdzę, że to nie jest problem przepisów , procedur czy jakiś skomplikowanych przepisów prawnych. To jest problem, który tkwi w naszych głowach i jest związany z niechęcią do drugiego człowieka. Mogą być jakieś ułatwienia. Będą propozycje żeby zmienić trochę przepisy podatkowe między innymi aby grupy nie płaciły podatku od nieruchomości, żeby umożliwić istniejącym spółdzielniom na wsi stosunkowo prostą zamianę na grupę producencką. Ale to nie czyni przysłowiowej wiosny. Ludzie nie chcą się organizować. Uważają , że każde gospodarstwo powinno mieć wszystko, ale nigdzie na świecie tak nie jest. Rolnictwo francuskie, niemieckie, duńskie czy holenderskie jest oparte na współpracy gospodarczej rolników, ponieważ pozycja pojedynczego gospodarstwa na rynku jest prawie żadna. Nawet duże gospodarstwa , którym w Polsce wydaje się, że coś znaczą wobec odbiorców, wobec dużych zakładów czy sieci handlowych nic nie znaczą . To jest zero wpływów. Można się najwyżej godzić albo nie godzić na warunki jakie oferują partnerzy zewnętrzni. Dlatego też tworzenie grup producenckich ma przede wszystkim na celu wzmocnienie pozycji gospodarstw w ten sposób zorganizowanych. Oczywiście trzeba wyraźnie oddzielić wspólną działalność gospodarczą w postaci grup producenckich od reaktywowania kołchozów czy jakiś narzucanych kiedyś siłą innych form wspólnego użytkowania ziemi. Każdy pozostaje właściciele swoich środków produkcji , w szczególności swojej ziemi, ale środki do produkcji , pasze, nawozy, materiał siewny, pestycydy, paliwo, lemiesze, części zamienne można kupować razem.
Docierają do nas sygnały, że grupy mają ogromny problem z pozyskaniem kredytów na inwestycje, mimo możliwości poręczenia części zobowiązania przez ARiMR. Banki podchodzą do sprawy bardzo formalistycznie, występuję niemożność zrozumienia, że rok obrachunkowy nie jest rokiem uprawowym. Bardzo często kapitałem grupy jest zboże sprzedane do interwencji, za które płatność przyjdzie po 3 miesiącach. Grupa nie może się w tym czasie wykazać bilansem wyrażonym w złotówkach. Czy można spodziewać się regulacji w tej kwestii i uelastycznienia prawa bankowego?
Jan Krzysztof Ardanowski - Ja myślę, że banki nie chcą kredytować grup producenckich z innego powodu. Po prostu im nie ufają . To nie jest tylko kwestia magazynów, zapasów w grupach producenckich i nie pokrywania się roku gospodarczego rokiem kalendarzowym. Chodzi o to, że dla banków grypa jest instytucją niewiarygodną , ponieważ związki między rolnikami w tej grupie są też dość luźne. A gdzie stoi na przeszkodzie aby za kredyty grupy poręczali jej członkowie swoimi gospodarstwami. Tak jest na całym świecie , a że u nas jeden drugiemu nie ufa i temu wspólnemu przedsięwzięciu gospodarczemu rolnik do końca nie wierzy. W związku z tym swoim gospodarstwem poręczyć nie chce. Ja znam grupy, które nie maja kłopotów z finansowaniem, ponieważ członkowie grupy swoim prywatnym majątkiem gwarantują kredyty. Tu jakimś wyjściem z sytuacji jest poręczenie gwarancji z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ale to też jest tylko do pewnej kwoty i też pod wieloma warunkami. To nie jest takie łatwe. Dobrze zorganizowana grupa gdzie wszyscy są solidarni – jeden za wszystkich – wszyscy za jednego uzyskuje kredyty bo wzajemnie sobie te kredyty rolnicy poręczają.
Rozwiązaniem może być stworzenie specjalnych komórek bankowych, które specjalizowałyby się tylko i wyłącznie w obsłudze kredytów dla rolnictwa (ponoć takowe jednostki istnieją w wielu krajach UE). Czy Pana zdaniem to dobry pomysł?
Jan Krzysztof Ardanowski - A jaki wpływ Minister rolnictwa może mieć na niezależne banki ?. Rozmowy z bankami się toczą . spotykałem się wielokrotnie ze Związkiem Banków Spółdzielczych i gminnymi bankami, które obsługują AR i MR. Są zachęty, są prośby, są sugestie by banki poprawiły swoje procedury i bardziej życzliwie traktowały rolników. Ale tam gdzie chodzi o pieniądze, szczególnie cudze pieniądze żadnego zmiłuj nie ma się. Banki mają swoje wewnętrzne procedury. Często dla rolników dość skomplikowane i trudne do przejścia. Natomiast na rynku usług bankowych zaczyna się zmieniać. Pojawia się na rynku nadmiar pieniędzy. To w tej chwili banki mają problem z nadpłynnością . Ratują się jeszcze kupowaniem papierów wartościowych czy obligacji skarbowych, ale to też się powoli kończy. W związku z tym to bank będzie zabiegał o klienta, będzie zabiegał o kredytobiorcę, a nie odwrotnie. Chodzi o to aby to wszystko odbywało się w warunkach uczciwości, lojalności, żeby bank poważnie traktował swojego klienta, ale również, żeby klient był lojalnym kredytobiorcą wobec swojego banku.