Jeszcze do niedawna to Polska była płacowym liderem w regionie. Dziś utraciła te pozycję na korzyść Węgier i Czech. W dodatku w Polsce najwięcej jest bezrobotnych i to o niskich kwalifikacjach.
Cztery lata temu statystyczny Polak zarabiał 472 euro, Czech, Węgier i
Estończyk - o ponad 100 euro mniej. Ale już pod koniec ubiegłego roku średnia
płaca w Polsce była o 145 euro niższa niż na Węgrzech, o 87 niższa niż w
Czechach i już tylko o 41 euro wyższa niż w Estonii. Na wysokość płac miały
wpływ - inflacja, przedwyborcze podwyżki w sferze budżetowej w Czechach i na
Węgrzech, kurs waluty narodowej. Ale decyduje bezrobocie. W Polsce sięga prawie
20% , w Czechach i na Węgrzech jest o ponad połowę niższe.
- Widać to
wyraźnie na przykładzie przedsiębiorstw – tłumaczy Marcin Mróz, główny
ekonomista SG – Jeśli przedsiębiorca na dwa miejsca pracy niskokwalifikowanej
ma kilkunastu kandydatów to nie ma motywacji, żeby podnosić tym pracownikom
wynagrodzenia.
Wśród bezrobotnych prawie 70% to ludzie o niskich
kwalifikacjach. A pracownik o wykształceniu zawodowym dostaje połowę tego, co
pracownik z wykształceniem wyższym. Jak podaje portal „wynagrodzenia” - średnio
prezes zarządu firmy zarabia miesięcznie - 27300 zł, główny księgowy - 8700,
kierowca – 2500 zł. Jednocześnie płaca minimalna wynosi w Polsce 860 zł.
Najlepiej uposażeni zarabiają dziś ośmiokrotnie więcej od opłacanych najgorzej i
różnica ta pogłębia się.
Zdaniem Michała Boni, eksperta fundacji CASE tym samym w Polsce podnosi
się konkurencyjność firm – najszybciej rosną płace kadry zarządczej, czyli tych,
którzy odpowiedzialni są za podnoszenie rentowności
przedsiębiorstw.
Według amerykańskich liberałów duże rozpiętości
płacowe sprzyjają tworzeniu miejsc pracy niskokwalifikowanej - więcej biednych
pracowników, ale za to mniej bezrobotnych.
Jednak w Szwecji czy Danii 20% najbogatszych zarabia tylko trzykrotnie więcej
niż 20% najbiedniejszych, a kraje te zajmują drugie i trzecie miejsce w rankingu
konkurencyjności państw nowej Unii. Bezrobotnych jest tam tylko 6%. Wiąże się to
z odpowiednią polityką państwa. W Danii z jednej strony ok. 20% Produktu
Krajowego Brutto stanowią wydatki socjalne, z drugiej ok. 11% PKB państwo wydaje
na edukację i rozwój nauki. W Polsce na cele socjalne przeznacz się 19,6% PKB,
na edukację i naukę zaledwie 4,7%.
- Tym samym państwo inwestuje w
tworzenie miejsc pracy wysokokwalifikowanej i lepiej płatnej. – mówi Bartosz
Gałkowski z Ambasady Danii.
A zatem model amerykański czy duński? Który z
nich lepiej posłużyłby polskiej gospodarce?