Sąd Rejonowy w Grajewie zdecydował, że to sąd w Warszawie powinien rozstrzygać sprawy o odszkodowania od Skarbu Państwa za szkody wyrządzone przez łosie w prywatnych lasach. Wczoraj na wokandzie było aż jedenaście takich spraw. Dziś jest kolejnych siedem.
Chodzi o adres strony pozwanej, czyli ministra środowiska. W niemal 20 pozwach rolnicy domagają się od resortu odszkodowań, uzasadniając, że minister nie wydał stosownych rozporządzeń dotyczących szkód wyrządzanych przez łosie. Gospodarze wycenili swoje straty spowodowane żerowaniem łosi od 3,7 tys. zł do 56 tys. złotych. Rolnicy nie byli zadowoleni z wczorajszego rozstrzygnięcia w grajewskim sądzie, ponieważ do Warszawy jest daleko i będą ich tam reprezentować pełnomocnicy. Żalili się również, iż ich pozwy czekały, by zajęli się nimi sędziowie, aż pół roku. Na początku roku białostocki sąd okręgowy wydał prawomocny wyrok w precedensowej sprawie odszkodowania za straty spowodowane przez łosie w prywatnym lesie. Rolnik z Downar (woj. podlaskie) za zniszczony przez łosie las otrzymał od ministra środowiska 2,3 tys. zł z odsetkami. Inni poszkodowani, którzy obserwowali proces, również wystąpili na drogę sądową właśnie przed grajewskim sądem. Spraw tych będzie coraz więcej, proporcjonalnie do rosnącej w szybkim tempie liczby łosi, które nie mają naturalnych wrogów, a nie można na nie polować. Ten problem jest szczególnie widoczny w północno-wschodniej części Polski, gdzie żyje trzy czwarte ogólnej liczby około 6 tysięcy polskich łosi. Najwięcej łosi, około 600-700, jest w Biebrzańskim Parku Narodowym. Zwierzęta te nie są pod ochroną, jednak od 9 lat obowiązuje moratorium, które przez cały rok zabrania, pod surową karą, polować na nie. Natomiast państwo wypłacało odszkodowania jedynie za zniszczenia spowodowane działalnością dzikich zwierząt objętych ochroną prawną. Tak więc za szkody, które wyrządzają łosie, właściwie nikt do tej pory nie odpowiadał