I znów zwierzęta w centrum uwagi wszystkich stacji radiowych i telewizyjnych. Oto w sobotę, 26 września br. we wsi Kąpiel położonej w gminie Czerniejewo koło Gniezna funkcjonariusze z wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu w asyście antyterrorystów otoczyli stodołę, w której, jak się okazało, akurat toczyły się nielegalne walki psów. Efekt -19 zatrzymanych osób, 11 skonfiskowanych psów niebezpiecznych ras, najczęściej skundlonych mastifów. Dlaczego skundlonych? Bo szanujący się właściciel czysto rasowego psa wie że jego wartość jest znacznie wyższa od ewentualnej "wygranej" w walce psów.
Zwierzęta trafiły do gnieźnieńskiego schroniska a siedmiu zatrzymanych usłyszało zarzuty znęcania się nad zwierzętami i trafiło do aresztu. Pozostałe osoby przesłuchano w charakterze świadków. Za znęcanie się nad zwierzętami grozi im najwyżej do dwóch lat więzienia. Dlaczego ludzie zajmują się takim procederem? Wiadomo, nie tylko dla zaspokojenia dzikich żądz napawania się widokiem zagryzających się na śmierć skundlonych mastifów ale dla pieniędzy. Właściciele zwycięskich psów mogą liczyć nawet na 50 tys. zł nagrody. Skąd przyszła do naszego kraju moda na walki psów? Wiadomo - z Zachodu a ściślej rzecz biorąc z Ameryki. Już przecież z lektury powieści Jacka Londona "Biały kieł" o wydarzeniach w forcie Jukon wiadomo o organizowanych tam walkach psów. A u nas - wygląda na to, że jest to sprawa o znacznie szerszym zasięgu. Osoby, które były w sobotę przesłuchiwane pochodzą nie tylko z Wielkopolski, ale również z województwa zachodniopomorskiego, słowem mamy do czynienia z naprawdę wielkim biznesem. Brutalne walki psów najczęściej są organizowane w Gdańsku, Opolu oraz Łodzi.
Dziwić może tylko to, że bardzo ciężko dotrzeć do miejsc organizowania walk, że niby najczęściej organizowane są w stodołach, w ustronnych miejscach. Gdzie jak gdzie ale na wsi, nawet tej najgłuchszej trudno cokolwiek ukryć przed ludzkimi oczami. Tymczasem z telewizyjnych relacji można było usłyszeć opowieści sąsiadów we wsi Kąpiel, że nikogo podejrzanego nie widzieli, nic nie słyszeli, jakby do stodoły, gdzie organizowane były walki psów, pewnie przez dziury w dachu zlatywali z nieba kosmici, jakby nie przyjeżdżali wypasionymi limuzynami na obcych rejestracjach, ale pojawiali się pieszo?
Co można się było jeszcze dowiedzieć z radiowych i telewizyjnych relacji? Że przed walkami takie skundlone mastify potrzebują treningu, ale nie takiego na "sucho", potrzebne są nieprzeszkolone psy. Nie dziwią więc liczne doniesienia prasowe o zaginięciach piesków domowych. Ostatnio w Łodzi złodziej ogłuszył 43-latka wyprowadzającego pieska na spacer i uciekł ze zwierzęciem. To był pięknie utrzymany groźny rottweiler. Ludzie kradną psy nie tylko dla potrzeb "treningowych" innych psów. Są tacy, co "przerabiają" i te wiejskie burki lub wałęsające się po wsi na smalec, bo jak wieść gminna niesie - smalec ma właściwości uzdrawiające. Tak jak skórka z kota.
Co tam kot. "Polują" i na większe zwierzęta. Oto we wsi Pręchatka Polska, koło Łomży uprowadzono 400 kg byka - wprost z obory. Byk się nie dał w środku nocy załadować do ciężarówki, więc złodzieje przywiązali byka do drzewa w lesie. Gdy o świcie wrócili po "zdobycz" byka nie było, bo się zerwał z linki i wrócił do obory. Właściciel nie na długo mógł się cieszyć hodowanym bykiem. Do powtórnego skoku wioskowi złodzieje szykowali się przez kilka miesięcy. I udało im się. Następnej nocy po udanym skoku wrócili, by ukarać sąsiadów - wybebeszyli obory i chlewy. Zdesperowani mieszkańcy nie mogli liczyć na pomoc niemrawej policji. Wzięli więc sprawy w swoje ręce - wystawiali co noc straż obywatelska. I znów udało się dzięki czujności młodego mieszkańca - gdy przestępcy po raz kolejny przyszli na "łowy" wpadli - wypatrzył ich młody chłopak - zagrodził im wiejską drogę swoim samochodem - wezwani na pomoc sąsiedzi dokończyli dzieła nad ranem - wyłapując przyczajonego w polu kukurydzy jednego ze złodziei. Leżał cały mokry od rosy - dopadli go wszyscy a potem uroczyście przekazali niedołężnej policji. Można się spodziewać, że dumni policjanci po tym incydencie wystawią swe piersi do odznaczeń, bo kto by tam się przyznał do bezradności. Okazało się, że krowo- i świniokradami byli sąsiedzi ze wsi Niegowa. Gdy po nitce do kłębka policjanci wykryli źródło przestępczości, gdy w sile 5 przyjechali po resztę skradzionego inwentarza przywitała ich cała niegowska wieś - z siekierami, widłami i kamieniami. Niedołężni policjanci zrejterowali. Dopiero gdy wezwali posiłki - jak w we wsi Kapiel koło Gniezna - udało się. W "dziuplach" odnalazło się 40 skradzionych sztuk bydła, prosiaki, piły motorowe, kosiarki i byk - bohater, który po licznych przejściach mógł wreszcie zaznać spokoju w rodzimej zagrodzie.
Jaki będzie finał opisanych spraw? Łatwo się domyśleć - tak jak w większości tego typu rozpraw przed sądem - organizatorzy walk psów - dostaną zapewne wyroki w zawieszeniu - bo polscy sędziowie znani się z nadzwyczajnej łagodności w ferowaniu wyroków za znęcanie się nad zwierzętami i zabijanie ich. W uzasadnieniu znajdzie się pewnie stwierdzenie, że przecież psy gryzą się między sobą same z siebie, bo taka jest ich psia natura. A smalec psi, tak jak kocie skórki mają przecież nadzwyczajne właściwości lecznicze a kto twierdzi inaczej - jak wieść gminna niesie - po prostu się nie zna. W drugiej - tu już mogą zapaść wyroki bezwzględnego więzienia - ale pewnie niewysokie, może rok, może dwa a i winni długo czekać będą na jego wykonanie - wszak więzienia mamy przepełnione a dzieci muszą coś jeść.
7057426
1