Dla osłody nieprzyjemnych cięć w wydatkach publicznych nowy rząd planuje pomoc w zatrudnianiu młodzieży i zmniejszenie podatków dla najuboższych.
Plan ratowania finansów publicznych przez wielu lewicowych polityków był krytykowany za swoją "nieludzką" twarz. Ich zdaniem, oszczędności w wydatkach publicznych miały odbyć się kosztem najbiedniejszych: emerytów, rencistów, osób korzystających z pomocy społecznej. Nowy rząd postanowił więc, jak ujawnił w piątek przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej Krzysztof Janik, osłodzić nieco ten trudny do przełknięcia program i dodać mu drugą, socjalną nogę.
Rewolucja podatkowa po pierwsze więc, jeśli rząd uzyska mandat do sprawowania władzy, czeka nas prawdziwa rewolucja w podatkach. I to już od 2005 r. - Projekt takiej zmiany znajdzie się w założeniach budżetowych na przyszły rok - deklaruje Janik. Na czym miałaby ona polegać? Zupełnie zmieniły się zasady korzystania z kwoty wolnej od podatku. Dziś każdy podatnik od dochodów nie przekraczających 2790 zł nie odprowadza żadnego podatku - zasada ta dotyczy i bogatych, i najbiedniejszych.
W 2005 roku miałoby się to zasadniczo zmienić. Obowiązywałaby reguła - im ktoś więcej zarabia, tym mniejsza jest jego kwota wolna od podatku. Wedle wstępnych założeń, osoby o rocznych dochodach do 4,6 tys. w ogóle nie płaciłby podatku, z kolei osoby o dochodach powyżej 17,4 tys. zł musiałyby odprowadzać daninę dla fiskusa od wszystkiego. Takie rozwiązanie ma swoje zalety i wady. Z pewnością degresywna kwota wolna od podatku byłaby korzystniejsza dla 60 proc. polskich rodzin żyjących na granicy minimum społecznego, czyli dla osób najbiedniejszych. Zamiast oddawać fiskusowi, pieniądze mogliby wydawać na swoje palące potrzeby. Wadą systemu byłby zapewne jego dosyć wysoki poziom trudności.
Dopłacanie pracodawcom zdaniem przewodniczącego Janika, nowy rząd ma już sposób na zmniejszenie bezrobocia. Obecnie w naszym kraju jest to prawdziwa plaga, bez pracy pozostaje co piąty Polak w wieku produkcyjnym, czyli ok. 3,266 mln osób. Wśród nich aż 53 proc. to długotrwale bezrobotni (pozbawieni zasiłku, nie mogący znaleźć zatrudnienia przez więcej niż rok), a 27 proc. to młodzież (do 24 lat). - Ponieważ to te grupy mają największe problemy, chcemy im pomóc - deklaruje Krzysztof Janik.
Jak? Państwo płaciłoby za każdego zatrudnionego młodego lub długotrwale bezrobotnego składki na ubezpieczenia społeczne przez jeden rok. W zamian pracodawca musiałby złożyć obietnicę zatrudnienia takich osób na dwa lata. Dla przedsiębiorców byłoby to prawdopodobnie dosyć korzystne rozwiązanie. Obecnie muszą oni odprowadzać do ZUS 20 proc. dochodów pracownika.
Firmy przy zatrudnianiu mogą jednak brać pod uwagę nie tylko aspekt finansowy, ale przede wszystkim przydatność i umiejętności pracowników. Tymczasem największym problemem polskich bezrobotnych jest brak odpowiednich kwalifikacji i wykształcenia.
Rządzić czy egzystować - Być może są to dobre pomysły, ale uważam, że żaden rząd tymczasowy, a taki będzie rząd SLD, nie powinien podejmować decyzji systemowych. Ten rząd nie ma mandatu do tak poważnych zmian - komentuje na gorąco Adam Szejnfeld, przewodniczący sejmowej komisji gospodarki z Platformy Obywatelskiej. - Przecież nie po to powołujemy rząd, nowych ludzi, by egzystowali na stanowiskach aż do następnych wyborów, tylko żeby rządzili krajem - odpowiada na to Krzysztof Janik.