Rosyjska służba sanitarna w pierwszych dniach nowego roku nie przepuściła ponad 200 ton owoców i warzyw. Produkty zostały zwrócone na Białoruś, przez którą jechały tranzytem.
"Rossielchoznadzor" (odpowiednik polskiego Sanepidu) poinformował, że na drodze Mińsk-Moskwa zatrzymano ponad 90 ton polskich i mołdawskich jabłek "przewożonych z naruszeniem ustalonych zasad tranzytu”. Z kolei ponad 70 ton owoców i warzyw było wiezionych "z niewiarygodnymi dokumentami wydanymi przez Republikę Białoruś”. Oprócz tego około 20 ton jabłek z Serbii nie posiadało niezbędnych oznaczeń fitosanitarnych inspektorów z Białorusi.
Wcześniej 2 stycznia inspektorzy "Rossielchoznadzoru" zakazali przewozu do Kazachstanu 19 ton polskich jabłek oraz nie przepuścili do tego kraju 45 ton ukraińskiego masła śmietankowego.
Rosja wprowadziła w sierpniu zeszłego roku embargo na wiele produktów rolnych państw UE, w tym Polski. Białoruskie media już od jakiegoś czasu zwracają uwagę na najnowsze trudności, które pojawiły się w handlu z Rosją. Moskwa pod koniec listopada zakazała importu z ponad 20 najważniejszych białoruskich zakładów mięsnych, drobiarskich i mleczarni. Miało to związek z rzekomymi nieprawidłowościami, jakie wykrył Rossielchoznadzor.
Niektórzy uważają, że Rosja wprowadzając zakaz eksportu chce wymusić ograniczenie reeksportu żywności przez Białoruś z krajów Zachodu objętych rosyjskim embargiem. Chodzi m.in. o polskie firmy, które w ten sposób próbowały obejść rosyjskie embargo na ich wytwory.
Inni zwracają uwagę, że relacje na linii Moskwa-Mińsk zaczęły się psuć od czasu zajęcia Krymu i ataku na Donbas. Łukaszenka boi się podobnego scenariusza u siebie w kraju.
Ponadto białoruskie firmy zawierały kontrakty z rosyjskimi partnerami głównie w rosyjskich rublach. Teraz w wyniku dużego spadku wartości rosyjskiej waluty, białoruscy eksporterzy notują poważne straty w handlu z sąsiadem ze wschodu.