Były wielkie nadzieję i oczekiwania, a teraz przyszła kolej na jeszcze większe rozczarowanie. Komisja Europejska przedstawiła projekt reformy rynku owoców i warzyw.
Nasze najważniejsze postulaty nie zostały spełnione. Na dodatek większość pieniędzy jakie Bruksela w najbliższych latach przeznaczy na ten rynek będzie dla polskich rolników nie dostępna. No chyba, że w ekspresowym tempie zaczną u nas powstawać grupy producenckie. Ale na to raczej się nie zanosi.
Projekt reformy unijnego rynku owoców i warzyw był przedstawiany jednocześnie w kilku europejskich stolicach. W Warszawie zrobił to Jerzy Plewa, nasz były negocjator z Unią Europejską. Obecnie wysoki urzędnik w Komisji Europejskiej. Rynek owoców i warzyw był ostatnim po rynku wina, którego nie objęła jeszcze reforma z 2003 roku. Jej głównym założeniem było oddzielenie wysokości dopłat od wysokości produkcji. Taką samą zasadę zastosowano także teraz. Dla polskich rolników oznacza to, że będą musieli pożegnać się ze stosowanymi obecnie dopłatami do cen pomidorów przeznaczanych do przetwórstwa.
Komisja Europejska wyklucza także rozszerzenie dopłat do przetwórstwa na inne owoce i warzywa. O to bardzo mocno zabiegali producenci jabłek. Zaskoczenie i rozgoryczenie było ogromne. Polska miała także wiele oczekiwań w sprawie ochrony naszego rynku przed napływem taniego zagranicznego surowca.
Niestety ta sprawa w ogóle nie jest regulowana reformą. Pewne jest, że cła antydumpingowe na chińskie mrożone truskawki obowiązują tylko do 18 kwietnia. Co będzie potem? Nie wiadomo.
Bruksela za istotę reformy uznała wspieranie grup producenckich. To przez nie ma iść większość pomocy finansowej przewidzianej dla sektora. A w Polsce jest zaledwie 58 grup. W Unii Europejskiej są kraje, gdzie nawet za 80% produkcji odpowiedzialne są zrzeszenia rolników.