Poznańska Terravita może dalej produkować czekoladowe zające. Lindt nie zablokował używania tego kształtu na terenie Polski. Zatrzymać produkcję, zastopować maszyny, rozbić formy i przeprosić w prasie - takie żądania wysuwał koncern Lindt Sprungli wobec polskiej Terravity.
Chodziło o czekoladowe zajączki wielkanocne, które robi Lindt, Terravita i co najmniej ośmiu producentów europejskich. Lindt utrzymuje, że Terravita dopuściła się naruszenia wspólnotowego znaku towarowego, który chroni zajączki Szwajcarów. Jest to znak przestrzenny, obejmujący postać siedzącego zająca dziesięciocentymetrowej wysokości. Lindt zarejestrował go w Unii Europejskiej w 1997 r. Z kolei Terravita swoje zajączki zgłosiła do ochrony w Polsce w 1999 r., a produkuje je od lat 80.
- Zające Terravity mają tę samą formę, kształt, są robione na maszynach tego samego producenta co nasze. Terravita nie wprowadziła żadnego nowego elementu. To ewidentne naruszenie marki - przekonywał mecenas Piotr Nowaczyk, adwokat Lindta.
Terravita broniła się traktatem akcesyjnym do Unii Europejskiej. Na jego mocy znaki wspólnotowe obowiązują w Polsce i w pozostałych nowych państwach dopiero od daty akcesji do Unii. Terravita utrzymuje więc, że w Polsce była pierwsza: wystąpiła o ochronę zająca w 1999 r., a zając Lindta jest chroniony od 1 maja 2004 r. Poza tym wyroby obu producentów są - zdaniem Terravity - różne, bo opatrzone firmowymi logami.
I ten argument przekonał także Sąd Okręgowy w Warszawie, który wczoraj oddalił pozew Szwajcarów, jeden z pierwszych o ochronę wspólnotowej marki. - Lindt nie wypełnił jednej przesłanki, która pozwoliłaby mu domagać się zakazu używania znaku na terenie Polski. Nie zaszło niebezpieczeństwo wprowadzenia w błąd przeciętnego klienta - mówiła sędzia Ewa Pisula-Dąbrowska.
Zdaniem sądu, klient łatwo odróżni zajączki Terravity od szwajcarskich, bo na jednych i drugich wyeksponowane jest logo producenta. - Przeciętny konsument kieruje się tym, kto wyprodukował towar. Zwraca także uwagę na cenę, a wyrób Lindta jest kilkakrotnie droższy od polskiego - dodała sędzia Dąbrowska.
Lindt od razu zapowiedział apelację.
- Czy jeśli piracką płytę podpiszę nazwiskiem tego, kto ją skopiował, stanie się ona legalna? Czy jeśli na trabancie nakleję gwiazdę Mercedesa z malutkim napisem "trabant", Mercedes nie będzie mógł wnosić pretensji? - oburzał się mecenas Nowaczyk.