Nadzienie może być: obrzydliwe, niesmaczne, groźne dla zdrowia, a nawet życia. I powoduje szok: przeżyje go człowiek, który ugryzie na przykład kiełbasę, a poczuje w ustach smak krwi, z powodu znajdującego się w wędlinie kawałka szkła. Mimo coraz ostrzejszych kontroli produkcji żywności, konsumenci napotykają na różne niespodzianki.
Wybierając się do Hiszpanii, nasz czytelnik kupił kilka bochenków chleba
poznańskiej firmy Schulstad. W jednym z nich znalazł jak określił ,,wtopioną
okropną gumę''. Pozostałe bochenki wyrzucił, bo chociaż nie zakładał, że
wszystkie zostały w ten sposób nadziane, to uraz był zbyt duży.
Po
powrocie złożył reklamację w firmie Schulstad, która zareagowała, tak jak
powinna: w liście do konsumenta przeproszono go i zapewniono, że okoliczności
powstania trefnego bochenka zostaną wyjaśnione, a jako zadośćuczynienie
zaproponowano ,,rekompensatę produktową''.
Schulstad przyznał
się do wyprodukowania szokującego bubla (konsument potrafił to udowodnić
zrobionym przez siebie zdjęciem), w czym jest raczej odosobniony. Na ogół
producenci przy takich wpadkach ,,idą w zaparte''. Przegrał proces sądowy
konsument, który napił się piwa zmieszanego ze żrącą substancją, używaną do
mycia butelek; producent wyparł się, a nieszczęsny piwosz nie potrafił
przedstawić dowodu.
W chlebie konsumenci znajdowali różne
nadzienia, na przykład kawałek sznurka, włos, a nawet... substancję, która
przypominała kał wspominają pracownicy sanepidu. Do redakcji również
przychodzili czytelnicy, przynosząc na przykład zawinięty w ligninę kawałeczek
szkła, znaleziony w herbatnikach, kupionych dla dziecka. Ktoś inny pokazał nam
kiełbasę, z której wystawał kawałek drutu.
I co? Nawet
napisać o tym nie mogliśmy, bo wierząc czytelnikowi zadaliśmy mu pytanie, czy
potrafi udowodnić, że tego drutu sam w wędlinę nie wetknął. A o to by właśnie
zapytano go w sądzie, do którego mógłby wystąpić zarówno producent wędliny, jak
i właściciel sklepu.
Oczywiste jest wzburzenie ludzi, którzy
natrafią w żywności na jakikolwiek niepożądany dodatek. Równie zrozumiałe
rozgoryczenie, gdy producent dostarczający niemiłych niespodzianek pozostaje
bezkarny. A tak się najczęściej dzieje, bo udowodnić obecność niepożądanego
nadzienia jest trudniej niż go znaleźć.