Przerzucenie na budżety narodowe częściowych kosztów unijnych dopłat bezpośrednich dla rolników zaproponował w czwartek Reimer Boege, sprawozdawca Parlamentu Europejskiego w sprawie budżetu Unii w latach 2007-2013.
Gdyby polityka spójności była tak jak dopłaty rolne w 100 proc. finansowana przez budżet unijny, to jak ogromny byłby on wówczas? – pytał eurodeputowany niemieckiej chadecji. Przekonywał on kolegów do pomysłu, by budżety narodowe wzięły na siebie ciężar współfinansowania dopłat bezpośrednich, tak jak to się obecnie dzieje w przypadku funduszy strukturalnych. Boege wywołał tym zażartą dyskusję podczas czwartkowego posiedzenia komisji PE ds. perspektywy finansowej w latach 2007- 2013.
Niemiecki eurodeputowany uważa, że pozostawienie w kolejnym wieloletnim planie budżetowym wydatków na wspólną politykę rolną na obecnym poziomie będzie niekorzystne, zwłaszcza jeśli państwa członkowskie zdecydują, by łączne wydatki nie przekraczały 1 proc. dochodu narodowego brutto. Zamrożenia wydatków na tym poziomie domaga się sześć krajów, które wpłacają do unijnej kasy znacznie więcej, niż z niej otrzymują. Zdaniem Boegego, bez cięcia wydatków rolnych budżet będzie "niezrównoważony" - zdominowany przez tę właśnie kategorię wydatków.
Podobne głosy, choć nieoficjalnie, słyszy się w Komisji Europejskiej. Jeśli państwa członkowskie uprą się przy budżecie 1- procentowym, to wspólna polityka rolna znów, tak jak 25 lat temu, będzie stanowić połowę budżetu – uważa wysoki przedstawiciel KE. W propozycji hojniejszego budżetu UE (na poziomie 1,14 proc. DNB), której broni KE, wydatki rolne stanowią tylko 38 proc.
Zgodnie z umową polityczną szefów państw z 2002 roku w Brukseli, wydatki rolne UE zostały do 2013 zamrożone na poziomie z 2006 roku, co oznacza, że nie powinny być one przedmiotem trwających obecnie negocjacje budżetowych. O cięciach w wydatkach na politykę rolną nie chcą słyszeć zwłaszcza Francuzi. Uważają, że porozumienie z 2002 roku jest nienaruszalne. "Wspólna polityka rolna jako jedyna jest naprawdę europejska. Nie można zapominać o jej korzyściach" - apelowała podczas debaty jedna z francuskich socjalistek w PE.
Tymczasem inny francuski eurodeputowany, Alain Lamassoure (UMP - centroprawica), zauważył w czwartek, że w Brukseli 2002 roku zadecydowano jedynie o zamrożeniu globalnej sumy wydatków na politykę rolną, co umożliwia np. zmniejszenie wydatków na dopłaty bezpośrednie na korzyść wydatków na rozwój wsi. Pomysł ten podchwycił Bronisław Geremek (UW).
Wspólna polityka rolna to nie jest swoista święta krowa, o której nie można dyskutować, bo istnieje polityczne porozumienie – powiedział w czwartek podczas debaty Geremek. Jego zdaniem, Polsce opłacałoby się, gdyby w budżecie UE część wydatków przeznaczanych dotychczas na dopłaty bezpośrednie przeniesiono na rozwój wsi.
Bardziej wychodzą one naprzeciw strukturalnym problemom polskiego rolnictwa, a zwłaszcza "dziedzicznemu bezrobociu" - uważa Geremek. Pytanie, które pojawiło się podczas debaty, brzmi - czy kraje członkowskie miałyby wówczas obowiązek współfinansowania dopłat bezpośrednich z budżetów narodowych.
Jeśli tak, to to nie byłaby żadna oszczędność - argumentował podczas czwartkowej debaty zastępca dyrektora generalnego ds. rolnictwa w Komisji Europejskiej Jean-Luc Demarty. Jego zdaniem, realne wydatki na rolnictwo jeszcze by się w UE zwiększyły: z jednej strony pozostałaby pula na wspólną politykę rolną w ramach unijnego budżetu, ponadto kraje członkowskie same by do niej dopłacały.
Jako "fatalny" określił pomysł nacjonalizacji dopłat bezpośrednich Janusz Lewandowski(PO), szef komisji budżetowej PE. To przejaw egoizmu krajów bogatych, wbrew zasadzie solidarności UE – powiedział PAP w czwartek. Uważa, że ucierpiałyby na tym kraje biedniejsze, jak Polska, niezdolne do wzięcia na siebie ciężaru dopłat dla rolników w takim stopniu jak kraje bogate. Dla Polski najlepsze byłyby równe cięcia dopłat dla wszystkich unijnych rolników. Wówczas polskie rolnictwo mogłoby pokazać swoją konkurencyjność – uważa Lewandowski.
W wyniku kompromisu - zawartego w grudniu 2002 roku na szczycie w Kopenhadze - Polska uzupełnia w tej chwili z własnej kasy częściowe dopłaty, które udało się jej wynegocjować dla swoich rolników. Te "dopłaty do dopłat" mają jednak zniknąć po osiągnięciu należnego nowym członkom poziomu wsparcia.