Dla jednych zajmowanie się pszczelarstwem to hobby, rozrywka i urozmaicenie życia, dla drugich – tradycja, przechodząca z pokolenia na pokolenie. W każdym przypadku to biznes – tylko czy obecnie jest opłacalny? czy ma przyszłość?
„W Polsce większość miodu pochodzi od małych, prywatnych hodowców oraz rodzinnych firm, a nie od pszczelarzy skupionych w spółdzielniach” – mówi serwisowi infoWire.pl Piotr Stański z firmy Stanpol S.C. Sklep Pszczelarski. Przeciętnie nasi hodowcy mają od dwóch do sześciu uli. A szkoda, bo właściciele powyżej piętnastu – zarejestrowani w Polskim Związku Pszczelarskim oraz sanepidzie – mogą starać się o dotację z Unii Europejskiej. Ma ona pomóc w poprawie jakości miodu oraz usprawnić produkcję i sprzedaż produktów pszczelich.
Pszczoły można hodować nie tylko na wsiach. Coraz częściej ule stawiane są na dachach budynków, działkach rekreacyjnych czy zamkniętych osiedlach w miastach. W samej Warszawie jest ponad setka uli i stale ich przybywa. Dla porównania w Monachium jest 500 pasiek.
Polskie miody kupowane od hodowców są droższe niż te z supermarketów, ale lepsze jakościowo. Pszczelarze sprzedają też propolis i pyłek, które wzmacniają organizm, czy mleczko pszczele, mające szerokie zastosowanie, między innymi w kosmetyce. Amatorom „czegoś mocniejszego” z pewnością spodoba się bogata oferta miodów pitnych.
Dla pszczelarzy bardzo ważny jest rynek zbytu. Niestety, choć Ministerstwo Rolnictwa próbuje zwiększyć eksport polskiego miodu, to 80% produktu zostaje w Polsce. Przyczynia się do tego to, że z powodu chorób pszczół powstaje go zbyt mało. W zwiększeniu produkcji pomóc mogliby rolnicy. „Nie ustają apele, by opryskiwali rośliny po godzinie 18, gdy większość owadów jest już w ulu i nie grozi im kontakt z chemicznymi środkami ochrony” – zaznacza ekspert.