Wymieranie pszczół, to zjawisko na skalę globalną. Problem zmniejszającej się populacji owadów zapylających długo był niedostrzegany, ale ryzyko ogromnych strat w rolnictwie spowodowało, że problemem zainteresowała się jedna z agend ONZ. Po przeanalizowaniu wielu czynników naukowcy doszli do wniosku, że wymieranie pszczół to podcinanie gałęzi, na której utrzymuje się bezpieczeństwo żywnościowe milionów ludzi na całym świecie.
Matka Natura dała człowiekowi unikalny mechanizm do zapylania niemal wszystkich owoców, jagód, gospodarskich i dzikich roślin kwitnących. Ten mechanizm to pszczoły. Znany jest słynny przypadek z uprawami wanilii, które próbowano przenieść do Afryki. Niestety nie udawały się. Potem okazało się, że w Meksyku żyje gatunek mniejszych pszczół zdolnych do wniknięcia do kwiatu wanilii a w Afryce ich nie ma. Przeniesienie gatunku nic nie dało, bo pszczoły ginęły. Pozostało tylko ręczne zapylanie i tak to trwa do dzisiaj. Być może taka jest przyszłość produkcji żywności.
Naukowcy szacują, że przeciętna rodzina pszczela składająca się z 30 000 pszczół w ciągu jednego dnia odwiedza 2 miliony kwiatów. Ostatnio armia pszczół robotnic po prostu niknie się w oczach.
Liczba rodzin pszczelich w Europie spadała w ciągu ostatnich 20 lat. Dokładnie ten sam trend obserwuje się w Stanach Zjednoczonych, gdzie liczba rodzin pszczelich stale maleje od połowy ubiegłego wieku do dnia dzisiejszego." - powiedział profesor Peter Neumann ze szwajcarskiego Centrum Badań nad pszczołami
Problemem jest nie tylko zmniejszenie liczby pszczół. Jest nim na przykład zjawisko masowej utraty kolonii. Zostało to po raz pierwszy opisane przez pszczelarzy w USA w 2006 roku, a później stało się znany, jako "syndrom zniszczenia kolonii." Z takim zjawiskiem mamy do czynienia wtedy, gdy pszczoły któregoś dnia wylatują z ula na zawsze i nigdy nie wracają.
Wielu ekologów wini za ten stan rzeczy człowieka i jego złe zarządzanie ekosystemami. To delikatny eufemizm, bo to złe zarządzanie powoduje, że pszczoła leci na opryskane pole, po czym przy kontakcie z chemikaliami następuje porażenie jej systemu nerwowego. W najlepszym wypadku jest w stanie lecieć bez zmysłu orientacji. Taka jest prawdopodobna przyczyna „syndromu zniszczenia kolonii”.
Rolnicy opętani chęcią zwiększenia plonów a zarazem wzrostu produktywności aktywnie używają chemikaliów. W Europie i USA rozkwit zainteresowania pestycydami i środkami owadobójczymi zaczęło się w latach 50 i 60 ubiegłego wieku. Tak się składa, że zbiega się to w czasie z momentem, gdy pszczelarze po raz pierwszy zauważyli zmianę w zachowaniu owadów zapylających.
Trudno to teraz zatrzymać i nie wielu rolników zwraca uwagi na kwestie środowiskowe, ponieważ korzyści z poprawy wydajności produkcji rolnej znacznie przewyższają tzw. koszty produkcji. Dziś niektóre kraje rozwinięte zrezygnowały z niektórych rodzajów toksycznych substancji chemicznych, ale są jeszcze inne czynniki ryzyka, które zagrażają rodzinom pszczół.
Z jednej strony, jest to nadużywanie i pestycydów, a z drugiej bakterie, roztocza, grzyby, wirusy i inne drobnoustroje. Wszystko to osłabia system odpornościowy pszczół i prowadzi do upadku rodzin pszczelich. Zapylanie wykonywane przez pszczoły powoduje zysk dla światowej gospodarki o wielkości 200 miliardów dolarów rocznie. Aż 70 % wszelkich roślin potrzebuje tego typu stymulacji, aby rozwinąć owoce. Jeśli więcej kwiatów nie zostanie zapylonych to po prostu opadną a plon będzie mniejszy.
Biorąc pod uwagę fakt, że problem z wymieraniem pszczół jest globalny można podejrzewać, że w dłuższym okresie czasu utrzymanie tego poziomu utraty gatunku tak kluczowego dla produkcji żywności odbije się na jej cenach. Raport ONZ-owskiego UNEP stwierdza, że ludzkość nie powinna polegać na tym, że w XXI wieku postęp technologiczny pozwoli stać się niezależnym od natury. Sposób, w jaki ludzie traktują bogactwo naturalne, będzie w dużej mierze określać o ich wspólnej przyszłości.
9498189
1