Ostatni tydzień przyniósł wydarzenia, które mocno poruszyły chyba wszystkie warstwy społeczeństwa. Zawrzało w rządzie i w mediach – lecz to potraktujmy jako normalną reakcję czynnych uczestników polskiej rzeczywistości – w końcu to ich praca. Istotne, że poruszenie nastąpiło również na "polskiej ulicy". Decyzja zapadła: rozszerzenie Unii Europejskiej wyznaczono na 1 maja 2004 roku.
Zadziwiające – tak długo mówi się o integracji, padło na ten temat tysiące słów, napisano mnóstwo informacji prasowych, przeprowadzono ogrom rozmów, zorganizowano kampanię informacyjną – zadziwiające, że społeczeństwo dopiero teraz tak żywiołowo reaguje. Ale to nic, bo właściwie wszystko byłoby w porządku, reakcja jest pożądana, w demokracji współuczestnictwo jest konieczne, mało jest w nią wpisane, gdyby nie fakt, że są to w przeważającej wielości głosy negatywne, głosy zawodu. Czyżby nagle eurosceptycy obudzili się, czyżby dopiero teraz zrozumieli, że formalności musi stać się zadość? Dyskusja nie dotyczy kwestii istotnych. Brak w niej bowiem pytań o cel przesunięcia terminu integracji, o skutki tego działania dla kraju, brak pytań w ogóle. Sypią się tylko zarzuty, insynuacje, głosy, iż decyzja ta, to przemyślana racjonalna kalkulacja i socjotechnika jak każda inna (wystarczy przeczytać parę wypowiedzi na forum "Gazety Wyborczej"). Najgorsze, że w świetle tych negatywnych opinii, powiedziałabym ostrzej: w świetle agresywnego nacjonalizmu giną zdania eurooptymistów, a nawet eurorealistów. Obawiam się, że ta sytuacja może przesądzić o naszej przyszłości na dłuższą metę.
Zaczątkiem jałowej dyskusji nad środkiem zastępczym dla Unii Europejskiej okazał się chyba apel Prawa i Sprawiedliwości o sensowności naszej integracji ze Wspólnotą. Nie wiem jaki był cel członków PiS, czy w ogóle "debata" o rzekomym członkostwie drugiej kategorii miała wymiar prowokacji (?!), ale wiem, że właśnie taki jest jej pośredni wynik. Do tego doszła potwierdzona wiadomość o przesunięciu terminu rozszerzenia i bomba psedopatriotyzmu wybuchła. Tak... "psedopatriotyzmu" – bo jak inaczej nazwać oburzone głosy: o czołganiu się na kolanach do Unii, o żebractwie polskim, o utracie dumy narodowej i propozycje poszukiwań wyboru innej drogi niż do Piętnastki? My nie błagamy o rozszerzenie. Zdać musimy sobie sprawę z faktu, że Wspólnota nie może nie proponować nam przyjęcia, to jest jej moralny obowiązek. Należymy bowiem do Europy, nasze dziedzictwo jest jej częścią. To od nas zależy czy nie zaprzepaścimy szansy. W obecnej sytuacji szukanie alternatywy jest cofaniem się w czasie, powrotem do stanu "dzikości". Jesteśmy nie tylko Polakami, jesteśmy Europejczykami, i właśnie poprzez europejskość możemy wzmocnić swą świadomość polskości. W Europie narody nie giną a umacniają się. Integracja dla nas, narodu będącego cząstką Europy od wieków, to tylko formalność, ale formalność konieczna. Jeśli się nie dokona to już na zawsze pozostaniemy "dzikusami", ciemnogrodem i wtedy naszą dumę narodową będziemy mogli sobie... no właśnie.
Oczywiście nie oszukujmy się, Unia Europejska nie jest entuzjastycznie nastawiona na nasze wstąpienie, niewielu jest, którzy cieszą się z obowiązków. Ale tam jest świadomość, świadomość konieczności. My również musimy tę sytuację zrozumieć. Jesteśmy petentami, w dyskusjach z Piętnastką walczymy o optymalne warunki przyjęcia. Czasem okazuje się, że nasze oczekiwania są zbyt wygórowane więc zgadzamy się na kompromisy. I nie jest to uległość z naszej strony, czy jakikolwiek przejaw poddaństwa – to debata, to pertraktacje z zasadami jakie temu zjawisku przysługują.
Nie mówię, że członkostwo będzie rajem, że od początku poczujemy poprawę. Ale trzeba coś zainwestować, aby po czasie czerpać korzyści. Integracja Polski to nie tylko zyski w wymiarze euro waluty, to przede wszystkim korzyści cywilizacyjne, korzyści nowych perspektyw, które widać dopiero poza czubkiem własnego nosa.
Nie stawiam pytania czy jestem "za" czy "przeciw", bo jest ono bezzasadne. Pytam raczej co zrobić, by nie przegapić szansy, w jaki sposób objąć ster tego co staje się rzeczywistością, jakich wyborów muszę dokonać jako cząstka eurospołeczności? ... Ale to zaczątek na inną rozmowę. Pomyślmy o tym.