Owady atakują. Ich ofiary cierpią w milczeniu lub - jak trener Lecha - kontratakują. Gdy na meczu na stadionie Amiki we Wronkach zaatakowała go chmura meszek, a kilka wpadło mu do ust, nie poddał się. - Pogryzłem je i połknąłem. Nie są trujące - wyznaje.
Koleżanka siedząca obok drapie się po ręce, inna skarży się na opuchnięte nogi. Obie tak jak wielu Wielkopolan są ofiarami meszek. - Meszek lub muszek nieco mniejszych od meszek - uściśla prof. Ignacy Korczyński, kierownik katedry entomologii w Akademii Rolniczej. - Większości z nas jednak zaatakowały meszki. To właśnie ich czas - dodaje.
A czas meszek zaczyna się w połowie maja i trwa dwa lub trzy tygodnie. Możemy wtedy zauważyć bąble, opuchliznę, męczące swędzenie i zaczerwienienia na swoim ciele. - Niestety, ugryzienia meszek mogą dać silne objawy alergiczne - nie ukrywa prof. Korczyński.
My, ludzie, i tak mamy szczęście, bo mimo niemiłych konsekwencji raczej nie umrzemy od ataku tych stworzeń. Gorzej mają zwierzęta. Znane są przypadki śmierci bydła, np. w 1997 r. pod Koninem po ataku meszek padło całe stado.
Jak wygląda meszka? - To bardzo pospolite zwierzątko. Sześć nóg, skrzydła. Nasza polska odmiana mierzy 2-3 milimetry. Te zagraniczne są większe - 5-6 milimetrów - opowiada prof. Korczyński. Meszki są zatem mniejsze od komarów i trudniej je dostrzec. Rozwijają się w bieżącej wodzie i żywią glonami. Atakują tylko samice. - Bo to one potrzebują dodatkowych składników, aby złożyć jaja - tłumaczy profesor.
Meszki nie przenoszą chorób, ale ich atak jest jeszcze boleśniejszy niż w przypadku komara. Tak jak komary lubią tereny podmokłe. Zatem możemy je spotkać nad jeziorami, rzekami, stawami. - Najwięcej jest ich w pogodne dni albo tak tuż przed burzą - mówi prof. Korczyński.
Są jednak w naszym regionie takie miejsca, które zdaniem wielu bez względu na pogodę są pełne meszek. Pierwsze to okolice Areny. - Byłam tam kilka minut, a zostałam pogryziona na całym ciele - mówi pani Kasia. - Meszki weszły mi pod bluzkę, spódnicę, do nosa - dodaje. Potwierdzają to inni. - Nawet pod powiekę dostało mi się to stworzenie - mówi pani Basia z Łazarza. - A pies po spacerze piszczał z bólu.
Znany z ataków tych stworzeń jest też stadion Amiki we Wronkach. - Gdy ogląda się relację z meczu w telewizji, to wszędzie widać te latające owady - przyznaje Franciszek Smuda, nowy trener KKS Lech Poznań. Dają się one mocno we znaki. - Ja podczas meczu biegam, daję instrukcje, krzyczę. I jak napadła na mnie chmura meszek, to kilka wpadło mi do ust - relacjonuje Smuda. - Pogryzłem je i połknąłem - przyznaje. - Nie są trujące - dodaje szybko.
Większość z nas jednak odczuwa nieprzyjemne objawy nawet przez ponad tydzień od spotkania z owadami. Specjaliści zalecają jasne ubrania na spacery i używanie środków odstraszających. W aptekach znajdą też coś dla siebie ci, którzy już zostali zaatakowani. Medykamenty kosztują od ok. 4 do ok. 20 zł.