Dorsze i szprotki to jedyne ryby, jakie łowią teraz polscy rybacy. Od 15 lutego zaczął się sezon ochronny na flądry, a na połowy łososia nie pozwalają zbyt silne wiatry.
60% naszego dorsza eksportujemy na zachód, ale mimo bardzo wysokiego kursu euro, ceny płacone rybakom ani drgnęły. Od pięciu lat są na stałym poziomie.
Na światowym rynku liczą się Skandynawia czy Niemcy i tam ustalane są ceny, my nie mamy na nie wpływu. Jeszcze taniej niż teraz jest latem, kiedy na sprzedanie ryb jest zaledwie 5 - 10 godzin.
Rybacy nie mają kłopotów ze zbytem, ale problemem jest już znalezienie uczciwego kupca, który zapłaci za towar. Sytuacje mają poprawić powstające centra sprzedaży bezpośredniej. Aukcje w Ustce, Władysławowie, Darłowie, Kołobrzegu i na Helu ułatwią dostęp do towaru, a dla rybaków będą gwarancją bezpiecznych transakcji.
Udane są teraz połowy szprot. Dorszy nie ma za dużo. Na kei rybacy dostają za nie około 5 złotych za kilogram. Cena zależy głównie od wielkości. W sklepach ceny ryb są już zdecydowanie wyższe. Ale i tu różnice cen znaczne. Na Pomorzu jest nawet o 1/3 taniej niż w głębi kraju.