W tym roku obchody Lata Kwiatów odbywające się w dniach od 5 do 7 lipca, miały szczególny, jubileuszowy charakter. Trzydzieści lat temu członkowie Towarzystwa Miłośników Otmuchowa wpadli na pomysł promowania swojego miasteczka poprzez organizowanie kwiatowego święta. W tym roku obchody rozpoczęły się niebanalnie – korowodem udekorowanych kwiatami pojazdów. Pochód miał charakter konkursu, któremu przyglądał się m.in. marszałek województwa opolskiego, Ryszard Galla. Zdecydowane zwyciężyły panie z Koła Gospodyń Wiejskich z Ligoty Wielkiej.
Tradycyjnie, największymi atrakcjami święta są wystawy, mające miejsce zarówno w salach otmuchowskiego zamku jak i na otaczających go dziedzińcach. W salach wystawowych prezentowano kwiaty cięte, malarstwo witrażowe, kaskady wodne, minerały Polski i świata, biżuterię oraz kompozycje z kwiatów suszonych. Wartą obejrzenia była międzynarodowa wystawa anturium. U podnóża zamku można było obejrzeć i kupić rośliny ozdobne, drzewka i krzewy oraz materiały do ich pielęgnacji i uprawy.
Wystawy i prezentacje kwiatów ciętych oraz doniczkowych nadają charakter świętu, odróżniając je od festynów w innych miastach kraju. Chociaż i tu nie brakowało typowo festynowych imprez i kramów. Dla ludzi o silnych nerwach, organizatorzy przygotowali stanowisko ujeżdżania byka oraz skoki na bungee. Imprezę zakończył w niedzielę pokaz sztucznych ogni.
Uczestnicząc w otmuchowskim Lecie Kwiatów zapytaliśmy wystawców o to jak oceniają przygotowanie Polski do wejścia do Unii Europejskiej oraz jak widzą szanse rozwoju naszego kraju po przyłączeniu do "piętnastki":
– Jeśli będzie referendum na ten temat, będę przeciwna. Uważam, że zbiedniejemy i stracimy suwerenność. Cudzoziemcy wykupią ziemię, a właściciele małych firm będą bankrutować. Być może dla mojej firmy drzwi się otworzą, ale patrząc ogólnie na rolnictwo oceniam stopień przygotowania i sam proces integracji z "piętnastką" negatywnie – powiedziała nam Jolanta Dzikowska, współwłaścicielka firmy produkującej drzewa i krzewy ozdobne w Łubianach na Opolszczyźnie.
Sylwester Redlicki, producent roślin doniczkowych z Rawy Mazowieckiej uważa, że – W skali od 1 do 10 jesteśmy przygotowani do wstąpienia do Unii Europejskiej na 3. Generalnie jestem za procesem integracji, bo otworzą się granice, co stworzy nowe możliwości. Na początku na pewno będzie trudno i będzie nas to drogo kosztować, ale warto ponieść te koszty.
– Nie jesteśmy gotowi na wejście do Unii. Nasz rynek rolny jest niestabilny, rząd nie może nam zapewnić nawet minimalnej opłacalności produkcji poprzez utrzymanie cen skupu. Już teraz jesteśmy w słabej kondycji, a kiedy otworzy się wolny rynek pójdziemy na bruk. – twierdzi producent trzody chlewnej z Torunia, Piotr Więciorkowski
– Do procesów integracyjnych przygotowani jesteśmy średnio. Nie można powiedzieć, że jest źle, ale jest naprawdę wiele do zrobienia. Trzeba będzie się na pewno przestawić na jakość a zrezygnować z ilości. Taka będzie polityka unijna i do niej trzeba będzie się dostosować. Poza tym w branży roślinnej czeka nas zalew produktów unijnych i nasze muszą być co najmniej tak samo dobre. – uważa Karol Zięba, produkujący zioła przyprawowe w gospodarstwie rolnym w Płóczkach Dolnych.
Regina Sterczewska z gospodarstwa ogrodniczego w Otmuchowie sądzi, że do wejścia do Unii – Jesteśmy przygotowani na średnim poziomie. Niestety chyba najwięcej do zrobienia jest w sektorze rolnym. Ja prywatnie czekam na zjednoczenie, na otworzenie granic. Myślę, że moja firma będzie się wtedy rozwijać.
Odmiennego zdania jest Sylwia Lewandowska prowadząca szkółkę drzew i krzewów ozdobnych w Kościerzycach (woj. opolskie) – Wydaje mi się, że będzie gorzej. Polska będzie biedna. Kiedy "otworzą się drzwi" będziemy dla Unii stanowić źródło taniej siły roboczej.