Sprzedaż bazi i gałązek borówek to przed Wielkanocą sposób na podreperowanie domowego budżetu. Nie jest to jednak złoty interes.
- Jak wyciągnę w tym roku z osiemdziesiąt-sto złotych, to będzie dobrze - twierdzi Adela Stateczny z Grudzic w Opolu. - Niby się nie opłaca, ale jak człowiek ma pięćset złotych emerytury, to każdy grosz cieszy. Ale chodzenia wokół tego jest dużo. Bazie trzeba zebrać najpóźniej do końca lutego i trzymać je w ciemnym miejscu, żeby nie zakwitły. A teraz codziennie o piątej rano wstaję, żeby w domu ugotować, coś porobić i na siódmą przyjść na rynek.
Za wiązankę bazi, bukszpanu czy borówek handlarki biorą od złotówki do 2 złotych. Zbierają je w lesie. Bukszpan najczęściej zrywają ze swoich ogródków. Dzienna stawka za miejsce na targowisku to 4 złote 50 groszy. - Ludzie nie mają pieniędzy i mało kupują - przyznaje Teresa Kafka z Prószkowa. - Od tych kilku gałązek, które dziennie sprzedam, muszę odliczyć koszt miejsca na targu i dojazdu do Opola. Żyję z dwustu złotych alimentów i chciałam w tym roku dorobić sprzedażą gałązek.
Nie opłaca się robić kolorowych stroików, bo za produkty do ich wykonania - wstążki, kolorowe ozdoby czy farby - trzeba sporo zapłacić. - Żeby zwróciły się materiały, trzeba by za stroik wielkości dłoni brać ze dwadzieścia złotych - opowiada Barbara Woźnica z Opola, która kiedyś robiła wielkanocne i bożonarodzeniowe ozdoby. - Dziś sprowadzamy ozdoby od Chińczyków.