Jak podaje Puls Biznesu, drogi surowiec, produkt, który odstrasza ceną, i nadmiar mocy produkcyjnych - to główne bolączki polskich przetwórców ryb. Norweskim producentom m.in. łososia i pstrąga spędza z kolei sen z powiek roczna blokada Rosji, czyli ich największego zagranicznego odbiorcy. Muszą mierzyć się ze spadkiem cen, który jest szansą dla polskich firm.
Jerzy Safader, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb (PSPR), przyznaje, że tańszy surowiec oznacza lepszą cenę na sklepowej półce przetworzonego produktu, a więc większą dostępność dla konsumenta. Wzrost sprzedaży nie będzie jednak tak duży jak spadek cen. Gdy te zmniejszą się o 10-15 proc., może się to przełożyć na wzrost rynku o maksymalnie 5-7 proc.
Jak informuje Puls Biznesu kontrakty terminowe na łososia potaniały od czasu ogłoszenia embarga o około 10 proc. Bogusław Kowalski, prezes Graala, jest bardzo ostrożny w ocenie. Jego zdaniem obniżenie cen wydaje się być chwilowe, bo prognozy na kolejne miesiące mówią o ich powrocie do poprzedniego, wysokiego poziomu.
W przetwórczej części branży rybnej głównym kosztem jest koszt surowca - to on odpowiada za 80 proc. ceny. Polskie firmy od długiego czasu narzekają, że drogie ryby hamują popyt w kraju i za granicą. Obecne obroty branży to około 8 mld zł, bylibyśmy w stanie produkować towar nawet za 12 mld zł. Poza surowcem potrzebujemy jeszcze nowych rynków zbytu. Od lat walczymy o otwarcie rynku chińskiego, ale bezskutecznie - twierdzi Jerzy Safader.