Odkąd mód wrzosowy z Borów Dolnośląskich trafił na unijną listę produktów prawnie chronionych – niewielu właścicieli pasiek ma prawo do jego sprzedaży. Problem w tym, że unijny certyfikat kosztuje. Sprawę może uratować dobrowolny fundusz składkowy. W innym przypadku certyfikowany produkt może z rynku zniknąć.
Podobne problemy mieli górale. Zanim oscypek trafił na unijną listę produktów prawnie chronionych niemal każde gospodarstwo na Podhalu mogło taki ser produkować i sprzedawać. Objęcie go unijną ochroną spowodowało ograniczenie handlu. Jego kontynuowanie wymagało rejestracji.
Dariusz Goszczyński, ministerstwo rolnictwa i rozwoju wsi: rzeczywiście, sam proces rejestracji nie jest łatwy. Wymaga zgromadzenia wielu dokumentacji, to na początku to wielu producentów zniechęcało.
Ale procedury to jedno a koszty to drugie. I właśnie pieniądze stanęły na drodze pszczelarzom. Bo, żeby sprzedawać miód wrzosowy z borów dolnośląskich z unijnym znakiem trzeba sporo wydać.
Tadeusz Sabat, Polski Związek Pszczelarski: nikt, kto wywiezie pięć rodzin pszczelich na pożytek, bo chce mieć na swoich półkach, w swoim gospodarstwie pasiecznym również miód wrzosowy, to nie zapłaci 1800 złotych za badania, bo on tyle nie zarobi.
Stąd pomysł na fundusz składkowy. Pieniądze mieliby wpłacać pszczelarze zbierający miód wrzosowy.
Tadeusz Sabat, Polski Związek Pszczelarski: wszyscy, którzy wyjeżdżają na pożytki, powinni dawać taką opłatę produkcyjną na rzecz całej grupy produkującej miody wrzosowe. Wtedy te pieniądze byłyby przeznaczone na badania wyrywkowe w tych pasiekach.
Obecnie unijny certyfikat sprzedaży miodu wrzosowego ma zaledwie kilkunastu pszczelarzy. Kilkuset pozostałych robi to bez wymaganych certyfikatów.