Właściciel tej dorodnej krowy nie chce podać swojego nazwiska. Kilka razy w tygodniu ze swojego gospodarstwa wysyła do Niemiec cysterny pełne mleka.
Lubuscy rolnicy sprzedają mleko Niemcom, bo lepiej wtedy zarabiają. Mleczarnie też zaczęły płacić dostawcom więcej, aby utrzymać produkcję. A skutek? Nabiał w sklepach może znowu podrożeć.
Zdzisław Fitzner, prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Szprotawie rok temu był na spotkaniu z przedstawicielami niemieckiego przedsiębiorstwa mleczarskiego Müller z Drezna.
- Już wtedy mówili, że interesuje ich mleko z regionu aż po Wisłę - wspomina prezes. - Na razie mają dostawców w Lubuskiem i w Wielkopolsce. Kto wie, jak daleko zajdą. Na mleku im zależy. Dziennie przerabiają ok. 4 mln litrów, a to nie jest pełnia ich możliwości. Jeżeli cysterny z Niemiec będą kursować przez granice w takim tempie jak obecnie, może nam zabraknąć surowca do produkcji. Niektórzy z nas przestaną istnieć.
Napuszczają się na siebie
Według Andrzeja Jarmasza, prezesa spółdzielni mleczarskiej ze Strzelec Krajeńskich codziennie z Lubuskiego wywozi się za Odrę 50 tys. litrów mleka. W marcu Niemcy oferowali rolnikom 1,30 zł za litr, dziś ok. 1,25 zł z dowozem na miejsce. W polskim skupie można było dostać średnio 0,80 gr.
- Niemiecka oferta nie jest już taka atrakcyjna, bo euro spadło, a nasze mleczarnie zmuszone były podnieść ceny - podkreśla prezes Jarmasz. - Za litr płacę w granicach złotówki. Na razie nie straciłem żadnego dostawcy.
O cenach nie chce rozmawiać Janusz Pawliczak, prezes zakładu przetwórstwa mleka "Mlecz” z Wolsztyna. Przyznaje jednak, że odczuwa niemiecką presję. - Gdybym powiedział, ile płacę swoim dostawcom, mogłoby się to obrócić przeciwko mnie - zdradza prezes Pawliczak. - Ludzie z branży napuszczają się na siebie. Nie śpię spokojnie, ale jestem pewny, że konkurencję przetrzymam.
By zostać na rynku i nie stracić dostawców, spółdzielnia mleczarska ze Strzelec Krajeńskich wkrótce połączy się z dużym polskim partnerem. - Nie wykluczam też, że część mleka będę sprzedawał niemieckim mleczarniom - mówi prezes Jarmasz.
Biała afera
Wczoraj do spółdzielni prezesa Fitznera ze Szprotawy przyszedł faks od toruńskiej firmy, która chętnie kupi 25 tys. litrów mleka dziennie. Białego surowca potrzebuje jak najwięcej, bo sprzedaje go do Niemiec.
Jaka cena?
- Korzystna - mówi tajemniczo prezes Fitzner, ale nie wie, czy się skusi. - Takich ofert mam bardzo dużo. Najpierw muszę zadbać o swoją produkcję. Nie mogę zostać bez mleka.
Zamieszanie na rynku mleczarskim bagatelizuje Ryszard Mańczak, prezes Spółdzielni Mleczarskiej z Żar. - Ceny musiały pójść w górę, bo od 1 maja państwo nie dopłaca już 7 groszy do litra najlepszej klasy mleka - informuje prezes. - To nie jest wina niemieckiego ataku. Wkrótce rynek sam się ureguluje.
Żarska spółdzielnia skorzystała na otwarciu rynków i od 1 maja sprzedaje swoje produkty niemieckiej firmie Müller. Jak dużo i za ile? - To jest objęte kontraktem handlowym - mówi krótko prezes. - Media za bardzo rozdmuchują sprawę. Mamy w Polsce tyle afer, że nie potrzebna nam jeszcze jedna, mleczarska.